Birma – państwo w kolorze szczerego ota

Takie są posągi Buddy, dachy tysięcy pagód, a także słońce padające na ziemię nad rzeką Irawadi. Nic dziwnego, ze po niedawnych demokratycznych zmianach kraj poszybował na sam szczyt podróżniczych rankingów.

Mój rower skrzypi niemiłosiernie. Nic dziwnego, jest wiekowym jednośladem „ made in Birmingham” z tradycyjnym siodełkiem z gąbki i koszykiem z przodu. Podobne rupiecie można znaleźć w większości dawnych kolonii brytyjskich. Trafiły do Birmy jeszcze przed wojną i od tamtej pory pozostają w czynnej służbie! Buledi? Proszę jechać tędy! Sprzedawca benzyny z plastikowych butelek wskazuje mi polną, wyboistą ścieżkę. Choć w całym Paganie ( po angielsku Bagan) jest kilka tysięcy pagód to właśnie to waśnie Buledi ma opinię najbardziej nastrojowej. Takiej, z której zachód słońca wygląda najpiękniej. Gdy dojeżdżam do celu widzę kilka beadnie rzuconych na ziemię butów. I ja zrzucam sandały – po świątynnych posadzkach należy chodzić boso. Zaczynam wspinaczkę po stromiźnie pagody Po kilku metrach dochodzę do stalowego płotu z zamkniętą na klucz furtką. Ślepa uliczka? Skądże! Po drugiej stronie uśmiechnięty Birmańczyk pokazuje, żeby obejść ogrodzenie. A raczej obleźć trzymając się wyłącznie prętów. W pewnym momencie wiszę kilka metrów nad ziemią szukam w sobie talentów Spidermena. Uff, udało się! Potem już tylko ostatni bieg po schodach w górę i jestem na szczycie. Patrzę na tuziny niezwykłych, spiczastych, ceglanych budowli rozrzuconych po równinie nad rzeką Irawadi Pierwsze pojawiły się tu w IX wieku. Kilkaset lat później Pagan był stolicą prężnego królestwa, którego władcy stawiali kolejne budynki, udowadniając sobie i poddanym jak gorliwymi są buddystami. Nie wiedzieli jak niefortunną lokalizację wybrali. Miasto rozwijało się na styku dwóch płyt tektonicznych, a kolejne trzęsienia ziemi niweczyły wysiłek budowniczych. Swoje zrobiły też wojny, których przez ostatnie tysiąc lat było tu niemało. Dlatego dziś wiele świątyń to tylko uwspółcześnione kopie dawnych obiektów. Tak czy siak jest ich mnóstwo i wieloma z nich można cieszyć się w zupełnej samotności.

Podróżniczy przebój
A o to w Birmie coraz trudniej. – Niestety nie mamy już wolnych łóżek – słyszę jak mantrę w kolejnych miejscowościach. Przyleciałem tu wiedziony naiwną nadzieją, że ten podróżniczy raj nie został jeszcze przez włóczykijów z Zachodu odkryty. Że to ostatnia chwila żeby zobaczyć go nietkniętego przez masową turystykę. Cóż, spóźniłem się Podobno o rok. Kiedy w 2010 roku junta wojskowa zrzuciła mundury, gdy wypuszczono część więźniów politycznych, a na sklepowe półki wróciła coca cola w Birma poszybowała w trawlerowych rankingach na sam szczyt. Dziś Zachód zachwyca się tym wciśniętym między Chiny, Tajlandię i Bangladesz 60 – milionowym krajem. Wydaje się, że wkrótce zaakceptuje jego nową nazwę Mjanma. Choć generałowie zmienili ją już w 1989r. świat do dziś trzyma się starej, kolonialnej.

Złoto Buddy
Turysta może się tu dostać tylko z powietrza. Ze względów bezpieczeństwa – na terenach przygranicznych żyją mniejszości narodowe, które wciąż się buntują, a tego świat oglądać nie powinien. Ląduję w czteromilionowym Rangunie, czyli według miejscowego nazewnictwa Yangonie. Już z okien taksówki widzę, że opowieści o szybkich zmianach nie są przesadzone. Choć większość ludzi nosi się tu tradycyjnie, w kraciastym, długim londżi, to ulice pełne są reklam z pierwszego, a nie z trzeciego świata.: smartfonów, telewizorów 3D, czy luksusowych kosmetyków. Samochód ma kierownicę po prawej stronie, jedzie jednak po europejsku By odciąć się od kolonizatorów, zmieniono organizację ruchu z lewostronnej na prawostronną. Nikt nie zawracał sobie jednak głowy przekładaniem układu kierowniczego w pojazdach.

Jeśli Szwedagon jest religijnym centrum miasta, to politycznym aleja Uniwersytecka. To na niej znajduje się słynna uczelnia wyższa. Dziś szkołą jest tylko z nazwy – została zamknięta podczas rozruchów antyrządowych w latach 90, kampus opustoszał stając się pamiątką po krwawej dyktaturze. Drugie ważne miejsce mieści się kilkaset metrów dalej na wschód nad brzegiem jeziora Inlya. Rezydencja opozycjonistki i laureatki Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi wygląda jak więzienie, którym była dla niej przez kilkanaście lat. Wstępu wciąż broni ciężka stalowa brama. O tym, że czasy się zmieniły a gospodyni za miast w areszcie domowym zasiada w parlamencie, przypominają łopoczące na wietrze flagi jej ugrupowania- Narodowej Ligii na rzecz Demokracji. W przeddzień wizyty prezydenta USA Baracka Obamy roi się tu od wojska i policji. O dziwo jednak nikt nie zwraca mi uwagi, gdy bezczelnie fotografuję budynek o niegdyś militarnym znaczeniu. Najwyraźniej zmienia się nie tylko system, ale i mentalność jego funkcjonariuszy.

Zwiedzanie miasta zaczynam od pagody Szwedagon najważniejszego ośrodkabirmańskiego buddyzmu. Widać ją z daleka, oty blask jej blisko stumetrowej stupy rozświetla całą okolicę. Choć Birma wciąż zmaga się z niedoborami prądu tu się go nie oszczędza. Szwedagon to skupisko kilkudziesięciu kapliczek i ołtarzy, które zostały pokryte aż dziewięcioma tonami ota. Centralną iglicę wieńczy ponad 5 tys. diamentów, z których największy ma 76 karatów. Wierni i duchowni klęczą, kucają, leżą Szkarłat mnisich szat to drugi dominujący tu kolor. Niektórzy z nich zza fałd wyciągają telefony komórkowe, którymi robią zdjęcia świętym miejscom. Według legendy w pagodzie Szwedagon zamurowano osiem włosów Buddy. Jej początki mają sięgać 2,5 tys. lat wstecz, jednak bliższa prawdy jest chyba wersja mówiąca o VI w. n.e.

Kolejni władcy królestwa restaurowali i przebudowywali świątynię, aż wreszcie w połowie XIX w. uzyskała obecny kształt. Mimo tak długiej historii Birmańczykom nie zależy, by budowla wyglądała jak przed wiekami. Szwedagon ciągle się zmienia, dzięki czemu ma zachwycać kolejne pokolenia. Przykładem mogą być tu przaśne zielono – niebieskie lampki, które od niedawna zdobią posągi Buddy. Ofiarowali je generałowie, chcąc przypodobać się mnichom, którzy powstanie w 2007 roku brutalnie stłumili.

Z Rangunu kieruję się na północ do Mandalaj. Oba miasta oddalone od siebie o 700 km łączy nowa autostrada To bez wątpienia najlepsza droga w kraju- pozostałe są zaniedbane, dziurawe. Na szczęście tutejszy transport opiera się nowoczesnych, chińskich autokarach z klimatyzacją Region Mandalaj to zresztą dziś miasto niemal w połowie chińskie, pełne emigrantów z Yunnanu i Syczuanu.

Opiewane w literaturze i muzyce Mandalaj wybudował w XIX wieku król Mindon. Niespełna 30 lat później kraj podbili Brytyjczycy, zamieniając go w nic nieznaczącą prowincję swojego imperium kolonialnego. Pałac został upiony z czasem zadomowiła się tu brytyjska administracja. Dziś mury dawnej twierdzy są tłem dla niezwykłej siłowni pod gołym niebem. Na dziurawych chodnikach poustawiano, bowiem metalowe konstrukcje do ćwiczeń Okoliczni mieszkańcy rozciągają się tu, podciągają na drążkach. Gdy do nich dołączam, błyskawicznie staję się największą atrakcją.

You can leave a response , or trackback from your own site.