Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki » Ciekawe miejsca Tanie latanie i zwiedzanie z Tani-Swiat.pl. Portal pokazuje w jaki sposób można tanio zwiedzać Polskę, Europę i Świat, kupować tanie bilety lotnicze i wyszukiwać najlepsze promocje na bilety lotnicze. Fri, 27 Sep 2013 13:30:32 +0000 pl-PL hourly 1 /?v=3.6.1 Loreto – włoskie miasto Maryjne /loreto-wloskie-miasto-maryjne/ /loreto-wloskie-miasto-maryjne/#comments Mon, 19 Aug 2013 10:05:37 +0000 admin /?p=1813 Włosi, podobnie jak my mają swoją Czarną Madonnę. Ciemna figura Matki Boskiej znajduje się w Loreto na wschodzie Włoch, w sanktuarium zbudowanym wokół Świętego Domu Matki Boskiej przywiezionego z Nazaretu. Według legendy, w 1294 roku przynieśli go z Ziemi Świętej aniołowie. I jest to prawda, bo takie nazwisko (Angeli) nosił ród krzyżowców, którzy wywieźli dom Marii z Ziemi Świętej.

Przez kilka lat dom znajdował się w Rijece, a następnie został przewieziony do Włoch i umieszczony na wzgórzu porosłym drzewami laurowymi. W XV wieku w miejscu tym zaczęto budować katedrę a za sprawą legendy o przyniesieniu na skrzydłach aniołów Matka Boska Loretańska stała się patronką lotników i wszystkich podróżujących samolotami. Po prawej stronie od nawy głównej można obejrzeć freski przedstawiające dwa ważne wydarzenia z historii Polski: bitwę pod Wiedniem w 1683 roku oraz Bitwę Warszawską w 1920 roku . To w podziękowaniu za wyzwolenie miasta podczas II wojny światowej przez II Korpus Polski dowodzony przez generała Władysława Andersa. Żołnierze starali się ograniczać ostrzeliwanie artyleryjskie i dzięki temu uratowali miasto od zniszczeń. Loreto to małe miasteczko, które można zwiedzić w jeden dzień.

Warto obejrzeć masywne mury miejskie, powstałe w XVI w. W przeciwieństwie do znanych kurortów, tu plaże nie są zatłoczone . Na niektóre z nich można dotrzeć, schodząc stromymi ścieżkami wśród skał.

Dom z Nazaretu

Dom Marii Panny ( wł. Santa Casa di  Loreto), gdzie się urodziła, wychowała, doświadczyła zwiastowania i mieszkała z Jezusem jest niewielki- ma wymiary 8,5 m x 3,8 m x 4,1m .  Z zewnątrz obudowano go marmurowymi rzeźbami przedstawiającymi sceny z życia Marii. To arcydzieło powstawało ponad 80 lat, tworzone przez najwybitniejszych rzeźbiarzy włoskich. Co roku miejsce to odwiedzają tysiące turystów.

Krem z winogron

W rejonie Loreto uprawia się tak dużo winnej latorośli , że wytwarza się z niej nie tylko wspaniałe czerwone i białe wino, ale także …kremy do twarzy i balsamy do ciała. Podobno działają odmładzająco.

Cmentarz polskich żołnierzy.

Nie tylko pod Monte Cassino spoczywają nasi rodacy. W Loreto miejsce ostatniego spoczynku znalao 1080 żołnierzy z Armii Andersa, którzy wyzwolili miasto i brali udział w bitwie o Anconę.

Stolica akordeonów

W tym roku mija 150 lat,  od kiedy Paolo Soprani założył słynny zakład produkujący akordeony. Dziś w miasteczku Castelfidardo niedaleko Loreto istnieje ponad dwadzieścia zakładów produkujących ten instrument. We  wrześniu odbywa się tu słynny festiwal akordeonistów.

]]>
/loreto-wloskie-miasto-maryjne/feed/ 0
Mazury- kraina jezior i lasów /mazury-kraina-jezior-i-lasow/ /mazury-kraina-jezior-i-lasow/#comments Mon, 19 Aug 2013 10:02:59 +0000 admin /?p=1808 Dzika przyroda, wspaniałe zabytki, największe i najczystsze jeziora. Na Mazury warto przyjechać o każdej porze roku: jesienią, by zachwycić się grą kolorów drzew odbijających się w wodzie, zimą by przemierzać przestrzeń pustą i bezkresną, wiosną by poczuć pełnię życia,  latem by cieszyć się kąpielami w jeziorach i wędrówkami po lasach. Do tego bezustannie przybywa tu atrakcji. Jeszcze kilkanaście lat temu Bełdany były tylko jednym z licznych jezior, dziś na całym jego brzegu rozpościera się Galindia, osada drewnianych rzeźb. Nieopodal Węgorzewa czeka Republika Ściborska, gdzie można poznać tajemnicę psich zaprzęgów oraz kulturę Indian i Eskimosów, zaś Wilczy Szaniec czyli dawna wojenna Kwatera Hitlera w Gierłoży koło Kętrzyna to obowiązkowy punkt zwiedzania dla miłośników historii.

W sezonie największe oblężenie przeżywają Mikołajki i Giżycko, gdzie latem króluje country. Natomiast w marinie w Sztynorcie rozbrzmiewają żeglarskie szanty i opowieści. Warto też zajrzeć do Kosewa, by stanąć oko w oko z jeleniami, lub odwiedzić stację badawczą PAN w Popielnie i poznać życie i zwyczaje bobrów. A jeszcze czekają śluzy Kanału Mazurskiego, wspaniałe zamki i dziesiątki artystycznych imprez. Ostrzegamy: kto raz apie mazurski bakcyl, może się już nigdy od niego nie uwolnić!

Żyło tu plemię Galindów.

Od V w. p.n. e. do XIII w. n.e. tereny w okolicach Mikołajek zamieszkiwało bitne plemię bałtyckie Galindów. ( któremu przypisuje się m. in. zabicie św. Wojciecha ) Obecnie w  Puszczy Piskiej, w Iznocie odrodziła się pamięć o nich – stworzono osadę Galindów. Wiedzie niezwykłą drogą wzdłuż drzew wstawionych korzeniami do góry, zaś przybyszy śledzą poważne spojrzenia drewnianych wojów…

Święta Lipka

We wspaniałej barokowej bazylice w Świętej Lipce koło Kętrzyna można podziwiać organy z poruszającymi się figurami aniołów.

Kajakowe spływy Krutynią

Szlak kajakowy Krutyni przebiega przez Puszczę Piską od Jeziora Mokrego także przez Mazurski Park Krajobrazowy. Jedną z ciekawostek na szlaku jest 1,5 kilometrowy odcinek rzeczki Sobiepanka ( niedaleko Sorkwit), której nurt może płynąć w obie strony.

]]>
/mazury-kraina-jezior-i-lasow/feed/ 0
Costa Dorada – piaszczyste plaże w kolorze ota /costa-dorada-piaszczyste-plaze-w-kolorze-zlota/ /costa-dorada-piaszczyste-plaze-w-kolorze-zlota/#comments Mon, 19 Aug 2013 09:54:42 +0000 admin /?p=1796 Costa Dorada, w języku katalońskim Costa Daurada,w tłumaczeniu na polski znaczy: wybrzeże . Nazwa ta powstała zapewne od barwy piasku na plaży podczas zachodu słońca. Ale tutaj nie tylko piasek jest oty. W promieniach zachodzącego słońca ocą się palmy na bulwarach, i   dachy domów i żagle jachtów w cichych zatokach.  Czyż to nie wymarzone miejsce na wakacyjny wypoczynek? Zapraszamy, zobaczcie sami.

Dwustu kilometrowy odcinek katalońskiego wybrzeża kusi murowaną  pogodą , wspaniałymi plażami, zapachem pinii i owocami morza.

Raj pod słońcem dla ciała i ducha czyli katalońskie  wybrzeże. Najlepiej podziwiać ocisty kolor plaż o zachodzie słońca . Po kolacji warto wybrać się na spacer po szerokich bulwarach Salou- miasteczka do którego udaje się większość turystów szukających wypoczynku na tym katalońskim wybrzeżu. Bulwary ciągną się przez całe miasto . Kuszą kawiarnie, tawerny, dyskoteki i butiki.

Podczas jednego wieczoru turyści przechadzają się tam i z powrotem po kilka razy. Od miejskich plaż – a jest ich aż 9- dzieli  bulwary pas zieleni  z rzędami wysmukłych palm. Każda z pióropuszem liści , który na wietrze szumi podobnie jak morskie fale.

Plaże są ogromne- mają nawet po 100 metrów szerokości, a wszystkie z drobnoziarnistym otym piaskiem. Wieczorna kąpiel w morzu przy zachodzącym słońcu to niezapomniane przeżycie. W Weekendy w paśmie nadmorskim jest jeszcze jedna atrakcja Gdy zajdzie słońce , ożywia się wielka fontanna , która w rytm muzyki tryska kolorowymi strumieniami wody.

Nadmorski kurort nie ma wielu zabytków architektury. Godne uwagi są modernistyczne wille z przełomu XIXi XX w. zlokalizowane w zachodniej części nadmorskiej promenady. Mają bajkowe kolory elewacji i urzekające lekkością dekoracje.

Widoki zachwycają. Wystarczy ruszyć na spacer.

Sporo wrażeń może dostarczyć spacer 2- kilometrową trasą Camino de Ronda .Jest bardzo widowiskowa , wiedzie nadmorską ścieżką wzdłuż skalistych urwisk na przedmieściach Kto podczas urlopu szuka także spotkania z historią powinien udać się do Tarragony- stolicy tego regionu. Miasto powstało na fundamentach rzymskiego Tarraco. Za czasów cesarza Oktawiana Augusta była tu siedziba rzymskiej prowincji Hiszpania Citerior. Ciągle odkrywane są nowe znaleziska : fragmenty murów miejskich,  akwedukt, mroczne podziemne korytarze , prowadzące do cyrku. Zachowany prawie w całości rzymski amfiteatr jest dobrze widoczny z platformy widokowej,  jaką jest promenada usytuowana na wierzchołku skalistego wybrzeża Centrum  Tarragony stanowi szeroka ulica – Rambla Nova – pełna sklepów i kawiarni z ożywionym ruchem do późnych godzin nocnych.  Tarragona słynie z tzw. castellas – piramid wznoszonych na ulicach przez akrobatów .  Uliczna fiesta z ludzkimi piramidami odbywa się zwykle 23 września , podczas święta patronki miasta świętej Tekli , ale pokazy odbywają się też w innych terminach.

 Będziemy tęsknić za owocami morza z lokalnym winem .

W poszukiwaniu zabytków historii warto wybrać się do oddalonej od wybrzeża o ok.30 km miejscowości Montblanc, gdzie według legendy święty Jerzy walczył ze smokiem broniąc miejscowej królewny przed pożarciem przez mitycznego gada. W dzień św. Jerzego 23 kwietnia mieszkańcy podczas parady odgrywają sceny walki ze smokiem.

W pobliżu Montbalanc znajduje się Poblet,  garstka domów z chętnie odwiedzanym przez turystów opactwem. Zupełnie innych wrażeń doznajemy w Reus, gdzie na świat przyszedł jeden z największych geniuszy architektury , Katalończyk Gaudi, twórca m. in. barcelońskiego Parku Guell i niedokończonej jeszcze katedry Sagrada Familia. W miejscowym  muzeum prezentowane są projekty jego słynnych budowli.

Wróćmy jednak na wybrzeże, bo podczas urlopu należy korzystać przede wszystkim z darów przyrody, również z darów morza. O walorach tutejszej kuchni warto przekonać się w Cambrils. Z Salou dopłyniemy tu turystycznym stateczkiem w godzinę. Kulinarną rundę po tutejszych restauracjach ( jest ich ponad 200! ) warto rozpocząć tuż przy porcie , gdzie stoją  maleńkie łódki z białymi  lampami, służące do nocnego połowu sardynek . Sardynki i sardele , krewetki , małże,  kalmary i  ośmiornice, z grilla lub smażone na oliwie to tutejsze przysmaki. Do tego miejscowe białe wino , koniecznie schłodzone , niedrogie , bo z miejscowych winnic. Z tego też słynie przecież Costa Dorada.

]]>
/costa-dorada-piaszczyste-plaze-w-kolorze-zlota/feed/ 0
Andalsnes i Alesund – kraina fiordów, potężne góry /andalsnes-i-alesund-kraina-fiordow-potezne-gory/ /andalsnes-i-alesund-kraina-fiordow-potezne-gory/#comments Mon, 19 Aug 2013 09:48:32 +0000 admin /?p=1791 Wśród zielonych dachów

Ekologiczne dachy, które obecnie zyskują coraz większą popularność na całym świecie , w Norwegii cieszą się uznaniem już od stuleci. Przede wszystkim ze względu na swoje właściwości termoizolacyjne, które świetnie się sprawdzają w surowych warunkach klimatycznych. Dachy pokryte darnią czy porośnięte drzewkami mają też niewątpliwie walory estetyczne i idealnie wtapiają się w krajobraz tego kraju.

Niezwykłe widoki

Złota Droga wiodąca z południa na północ to szlak pełen atrakcji . Już sam przejazd serpentynami gwarantuje widoki zapierające dech w piersiach i …skoki adrenaliny. A po drodze można zobaczyć wiele ciekawostek, m. in. ryty naskalne z okresu neolitu, kurhany wikingów czy tajemnicze kamienne kręgi.

Wikingowie

Jako pamiątkę z Norwegii można przywieźć trolla, sweter z norweskim wzorem albo najbardziej popularny symbol tego kraju- wikinga.

Latarnia morska

Na wyspie Aloes w pobliżu Alesund  na którą prowadzi supernowoczesny podmorski tunel, wznosi się urokliwa stara latarnia morska. To jeden z wielu dowodów, że Norwegowie świetnie potrafią łączyć naturę i tradycję z zaawansowaną technologią i nowoczesnymi rozwiązaniami.

Położone na zachodnim wybrzeżu Norwegii nad Storfjordem, Alesund to dawne centrum połowów dorsza, a dzisiaj perła norweskiej secesji oraz ważny port i ośrodek turystyczny. Kiedy na początku XX wieku pożar strawił osadę rybacką, odbudowano na jej miejscu piękne secesyjne i przyjazne ludziom miasto.

Na południe od Alesund rozciąga się kraina fiordów. Ostre górskie granie spadają pionowymi ścianami do lustra wody, a potem jeszcze kilometr głębiej ! Nad brzegami najpiękniejszego z fiordów leży miasto Geiranger. Wycieczkowce i żaglówki podpływają tak blisko górskich ścian, że można ich dotknąć , a pasażerów dosięgają wodospady : Siedmiu Sióstr , Zalotnika lub Ślubnego Welonu.

W pobliżu wije się serpentynami słynna Złota Droga, która pnie się do góry nawet na wysokość ponad 800 m.n.p.m. żeby znów prowadzić w dół . Jadąc częściowo właśnie tym szlakiem można dotrzeć do Andalsnes położonego malowniczo nad kolejnym fiordem. Miasto, które do udzenia przypomina szwajcarski lub francuski kurort alpejski, zachowało jednocześnie przytulny charakter. Do budowy hoteli, restauracji, schronisk, tawern użyto wyłącznie prostych surowców:  lokalnego kamienia, szkła , nowoczesnego metalu lub żywego drewna, zrezygnowano natomiast z ozdób i błyskotek. Ta architektoniczna powściągliwość harmonizuje z surowym klimatem i dziką przyrodą, w którą Norwegowie ingerują bardzo ostrożnie.

]]>
/andalsnes-i-alesund-kraina-fiordow-potezne-gory/feed/ 0
Salzburg – co zwiedzić? Mamy plan. /salzburg-co-zwiedzic-mamy-plan/ /salzburg-co-zwiedzic-mamy-plan/#comments Mon, 19 Aug 2013 09:34:58 +0000 admin /?p=1780 Salzburg nazywany jest nieoficjalnie piwną stolicą Austrii. Wyznacznikiem doskonałej jakości salzburskich piw jest woda, która pochodzi ze źródeł góry Untersberg. Restauracja przy browarze Stiegi serwuje znakomite piwo i tradycyjne precle.

Ogrody wodne Hellbrunn

W 1612 roku po przejęciu rządów w Salzburgu, książę arcybiskup Markus Sittikus zlecił architektowi Santino Solariemu budowę podmiejskiej rezydencji . Do pałacu przylega unikatowy ogród  wodny ze zmyślnymi wodotryskami, grotami rzeźbami greckich bogów i herosów. Ukryte w cieniu drzew fontanny i wodotryski oblewają wodą w najmniej niespodziewanym momencie przechadzających się alejkami turystów .

Dom  Mozarta

Kompozytor mieszkał tu przy Makartplatz  przez siedem lat. Tu komponował swoje Symfonie, serenady, koncerty fortepianowe i skrzypcowe, opery, msze oraz inne utwory religijne. W zrekonstruowanych,  po zniszczeniach wojennych budynku mieści się niewielka ekspozycja pamiątek rodzinnych. Dom urodzenia Mozarta znajduje się przy Getreidegasse 9. Tam znajdują się dziecięce skrzypki Wolfganga.

Marionetki

Delikatnie poruszające się lalki podczas przedstawienia w 100- letnim teatrze  Marionetek zachwycą nie tylko dzieci. „ Czarodziejski flet” Mozarta, „Dziadek do orzechów” Czajkowskiego czy „Sen nocy letniej” Szekspira w wykonaniu małych „aktorów” będzie niezapomnianym przeżyciem.

Salzburg

Wtulone w Alpy , leżące nad rzeką Salzach miasto zachwyca przepięknym położeniem , jak również licznymi atrakcjami nie tylko dla miłośników Muzyki Mozarta, Na niewielkiej ( 1 km kwadratowy) starówce mieści się 20 kościołów, sale koncertowe, liczne restauracje i romantyczne zaułki. W 1997 roku UNESCO wpisało zabytkowe centrum miasta na listę Światowego Dziedzictwa Kultury.

Po spacerze wokół barokowych kościołów i wysłuchaniu koncertu na trwającym właśnie Festiwalu Salzburskim pora na kulinarne doznania. Niedaleko lotniska znajduje się niezwykły Hangar-7 , ten wielofunkcyjny obiekt jest własnością założyciela marki Red Bull Dietricha Mateschitza. Oprócz kolekcji samolotów , śmigłowców oraz bolidów Formuły 1, znajduje się tu Mayday Barz oryginalnym menu. Wybierając pomiędzy propozycjami „dla urody”, „ dla duszy” lub „ dla umysłu” dostaniemy danie w szklanym pucharze, wyglądające i smakujące wyśmienicie.

Nad miastem wznosi się twierdza Hochensalzburg uchodząca za największą zachowaną w całości fortecę w Europie Środkowej . Zakończył w niej życie, uwięziony przez kuzyna arcybiskup Wolf Dietrich von Raitenau- ten sam, który dla swojej oblubienicy Salome Alt, założył ogrody Mirabell. Powstałe w 1689 roku stanowią jeden z najpiękniejszych krajobrazów w Europie.

Miasto i okolice wygodnie zwiedzać na rowerze. Pojedziemy trasami zapierającymi dech w piersiach.

]]>
/salzburg-co-zwiedzic-mamy-plan/feed/ 0
Wokół Koszyc – na wschodnim szlaku Słowacji /wokol-koszyc-na-wschodnim-szlaku-slowacji/ /wokol-koszyc-na-wschodnim-szlaku-slowacji/#comments Mon, 19 Aug 2013 09:26:46 +0000 admin /?p=1774 Słowacja urzeka, i to nie tylko tym, że dzielimy z południowymi sąsiadami ukochane Tatry. Wybierając Słowację jako kierunek podróży szczególnie warto odwiedzić jej wschodnią część. Niech zachętą będzie fakt, że Koszyce zwane wrotami do wschodniej Słowacji , są w tym roku Europejską Stolicą Kultury. Ci wszyscy, którzy odwiedzą to miasto, z całą pewnością nie będą się nudzić. Włodarze miasta przygotowali setki niezapomnianych wydarzeń.

Koszyce mogą być docelowym punktem naszej wizyty na Słowacji , ale warto pamiętać, że właśnie w tej części kraju znajduje się m.in. Słowacki Raj jeden z najpiękniejszych parków narodowych w naszej części Europy. Miłośników zamków powinien zachwycić Zamek Spiski. Jednak to co wyróżnia wschodnią Słowację, to zabytki architektury drewnianej. Drewniane kościoły służyły różnym wyznaniom. Były budowane przez wiernych kościoła rzymskokatolickiego, greckokatolickiego, a także prawosławnego. Jednak wszystkie bez wyjątku zachwycają. Większość z nich znajduje się w północno – wschodniej Słowacji ( m. in. w Bodrużalu, Troczanach, czy Ruskim Potoku). Wschodnia Słowacja to też miasto Lewoca z zabytkową zabudową centrum Tu w kościele pod wezwaniem św. Jakuba znajduje się ołtarz słynnego malarza i rzeźbiarza mistrza Pawła z Lewoczy, który stworzył podobnie piękne dzieło jak Wit Stwosz w Krakowie. Miłośnicy sztuki nie zawiodą się.

Miasto pisarza
Nieprzypadkowo Koszyce są w 2013 roku Europejską Stolicą Kultury. W końcu tu urodził się i przeżył swoją młodość Sandor Marai, pisarzy Europy jeden z najważniejszych pisarzy Europy XX wieku, autor słynnego „Dziennika” . W mieście znajduje się rodzinny dom pisarza oraz jego pomnik. Są też szkoły jego imienia.

Cerkwie i kościółki
Jednym z przykładów pięknej architektury drewnianej jest greckokatolicki kościółek we wsi Ladomirova, który został zbudowany bez użycia jednego gwoździa. Miejscowa cerkiewśw. Michała Archanioła pochodzi z 1742 roku i ma bardzo piękny ikonostas z XVIII wieku. Świątynia znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

 

Jaskiniowe cuda
Jaskinie to podziemny skarb Słowacji. Jedną z nich jest Dobszyńska Jaskinia Lodowa, która ma długość 1483 metrów Jej zwiedzanie trwa około czterdziestu minut.

Winny szlak
Niewiele osób wie, że tereny południowo – wschodniej Słowacji to raj dla miłośników dobrego wina. Winiarze robią tutaj niemniej znakomite tokaje , jak te bardziej znane węgierskie. Słowacki tokaj produkuje się w rejonie Zemplin Dolny np. w winnicy Ostrożović w Velkej Trni.

]]>
/wokol-koszyc-na-wschodnim-szlaku-slowacji/feed/ 0
Cinque Terre i Vernazza – zjawiskowe Włochy /cinque-terre-i-vernazza-zjawiskowe-wlochy/ /cinque-terre-i-vernazza-zjawiskowe-wlochy/#comments Mon, 12 Aug 2013 09:33:33 +0000 admin /?p=1717 Całość ma 12 km i podobno można ją pokonać w pięć godzin. Ale jesteśmy we Włoszech , więc po co tak szybko…Tym bardziej, że po drodze jest wiele atrakcji. Choćby drzewa cytrynowe. Cytryna to obok winogron i oliwek jeden z owoców symboli wpisanego w 1997 r. na listę zabytków UNESCO regionu. W Cinque Terre ma swoje święto i swojego poetę : pomieszkującego niegdyś w Monterosso noblistę Eugenia Montalego, który pisał, że gdy ukazują się nam „żółte kule cytryn , wtedy topnieje serca lód” Podczas Lemon Festival w Monterosso serca są więc jak po odwilży , miasto przybiera cytrynowy nastrój , na stoły trafiają : likier limoncino , cytrynowe dżemy i ciasta. Wcinając cytrynowe lody , zastanawiamy się , czy gdyby nie cytryny Montale dostałoby Nagrodę Nobla . Poetów od zawsze przyciągał liguryjski bumerang ( taki właśnie kształt ma wybrzeże). Bywał tu chociażby George Byron , któremu razu pewnego zachciało się odwiedzić przebywającego akurat po przeciwległej stronie zatoki kolegę po fachu Perc’yego Shelleya. Odcinek między La Spezią a San Terenzo postanowił więc przepłynąć wpław. Na pamiątkę tego wydarzenia tę część Morza Liguryjskiego nazwano Zatoką Poetów.

Przed Vernazzą zdążyliśmy już wpaść do Monterosso al Mare, gdzie można skosztować pysznych Anchois Monterosso smażonych w tutejszym winie na żeliwnej patelni w kształcie ryby. A jeśli przyjdziemy w trzecią sobotę czerwca załapiemy się na…tak święto anchois. W najstarszym i największym spośród całej piątki mieście nie trzeba wdrapywać się na skały, żeby się poopalać (jak w Manaroli) ani podążać szemranymi tunelami, żeby dostać się do morza( jak w Corniglii). Tylko tu jest plaża z prawdziwego zdarzenia. Wielka i malownicza, z powtykanymi tu i ówdzie głazami o pobudzających wyobraźnię kształtach. Za to głośna i zatłoczona. My jednak wolimy już te podchody i wspinaczki jeśli nagrodą jest zaznanie tak typowej dla Cinque Terre kameralności. W Monterosso uciekamy więc do starego miasta. Zachwycamy się frontonem w zebrę kościoła św. Jana Chrzciciela, siadamy w zabytkowej ławce zdobionej symbolami śmierci w kaplicy Mortis et Orations Wizyta w kościele św. Franciszka to okazja na spotkanie ze sztuką przez duże S. Wiszący tu obraz Ukrzyżowanie jest ponoć autorstwa Jana van Dycka. Widzieliście już Neptuna? Ma 14 m wysokości i jest przykuty do skały nad samą plażą – zachodzi nam drogę Angelo , typowy patriota lokalny . – Tak, tak . Widzieliśmy Jest bello – kłamiemy po włosku . To ze wstydu, że nie zauważyliśmy takiego kolosa! Ponadstuletni pomnik Neptuna, mimo braku ręki, trójzębu i ogólnej ej kondycji , wciąż dźwiga na swych barkach muszlę ( a właściwie to, co z niej zostało), dawny parkiet taneczny . Dwutonowa rzeźba jest piękna choć wiele przesa : podczas II wojny światowej- bombardowanie , a w latach 60- sztorm.

Cinque Terre – z Kościoła św. Małgorzaty Antiocheńskiej na  plac wylewa się głośne włoskie wesele. Panna młoda istna Sophia Loren z czasów Małżeństwa po włosku, urodą przyćmiewa wszystkie zabytki Vernazzy. Tren jej sukni jak fale liguryjskiego morza, chce podtrzymywać każdy z gości. Niesiona przez drużby wielka butelka szampana jak buława wskazuje drogę weselnikom. Towarzystwo ciągnie na brzeg, prosto na nas. Do Monterosso al. Mare, Vernazzy, Corniglii, Manaroli i Romaggiore , pięciu miasteczek Riwiery Liguryjskiej zwanych niewyszukanie Cinque Terre( Pięć Ziem) można dojechać pociągiem, dopłynąć statkiem lub po prostu dojść.Ale jak się jedzie z dziewczyną do romantycznej Italii, to po to,żeby ze sobą pobyć. Mrugamy do siebie z Judytą porozumiewawczo i ruszamy pieszo na szlak.

Mówią , że Vernazza jest najpiękniejsza Centralny plac miasteczka urywa się nagle i zanurza w morzu, przechodząc w naturalny port.. Założoną  ok. 1000 r. wioskę morze oblewa aż z trzech stron przez co jednak jest najbardziej narażona na powódź. Potwierdziło się to w 2011roku , kiedy wielka woda zniszczyła stojące od setek lat domy. Każdego roku Vernazzę napadają piraci. Kiedyś przed ich atakiem broniło się całe Cinque Terre. Ślady tych niespokojnych czasów widoczne są we wszystkich pięciu miastach do dziś : tam mur obronny, tu wieża udająca dom . Obecnie pirat w mieście to znak, że rozpoczęła się Festa dei Pirati . Rynek zajmują grupy perkusyjne tzw. batebalengo, a rządy nad miastem przejmują arabscy piraci Saraceni.

Cała piątka miasteczek Parku Narodowego Cinque Terre zgodnie wspina się po wzniesieniach. Większość jak Monterosso al. Marenie może się zdecydować czy piąć się  w górę czy trzymać się bliżej wody. Jedna Corniglia podjęła już tę decyzję : usadowiła się tak wysoko, że nie ma kontaktu z morzem. Z pozoru wygląda to nachwyt marketingowy starożytnych budowniczych mający przyciągnąć w przysości turystów. No bo jak mieszkać w miejscu, gdzie domy ustawione są tak blisko że można niemal przejść z okna do okna wprosić się na muscoli ripieni( nadziewane małże) , gdy poczuje się ich zapach? Przy czym parter jednego budynku i piąte piętro drugiego znajdują się na tym samym poziomie. A poza tym jak uprawiać cokolwiek na urwisku?!

Dla winorośli to jednak wymarzone warunki – umiarkowany śródziemnomorski klimat, świetne nasłonecznienie niemal każdego grona. Sława liguryjskiego wina dotarła nawet do Pompejów. Archeolodzy znaleźli tam amfory po winie z napisem „Cornelia” To, czym zachwycali się starożytni pompejańczycy,  my mamy na wyciągnięcie ręki. Sciacchetra , tutejsze białe wino , słodkie i pełne słońca to esencja Cinque Terre, tym cenniejsze , że aby go posmakować trzeba tu przyjechać – wino nie jest produkowane na eksport. Sciacchetra trzyma poziom nie tylko smakowy , ale i cenowy. ( Za to cowiek po jej wypiciu nie trzyma pionu) Co nie znaczy, że przyjechaliśmy tu z workiem pieniędzy. Całkiem niedaleko w Portofino i San Remo , wakacje spędzają aktorzy z Hollywood, a okoliczne mariny toną w blasku wypasionych jachtów biznesmenów. Ale Cinque Terre to na szczęście inny świat. Prosty i na luzie. Rezygnujemy więc z hotelu i rejsu statkiem. Judyta jest przewodnikiem , ja tragarzem butelek, które napełniamy wodą ze źródełek a namiot naszym małym castello. Szlak, którym idziemy zwany Lazurową Ścieżką wiedzie przez wszystkie miasteczka. Nie jest trudno choć czasami trzeba pokonać kilka schodków- w drodze do Cornigliidokładnie 377( licząc od stacji kolejowej) Fragmentami ścieżka jest naprawdę wąska i ruch na trasie przechodzi w wahadłowy.

]]>
/cinque-terre-i-vernazza-zjawiskowe-wlochy/feed/ 0
Casablanca – filmowe miasto Maroka /casablanca-filmowe-miasto-maroka/ /casablanca-filmowe-miasto-maroka/#comments Mon, 12 Aug 2013 09:12:37 +0000 admin /?p=1698 Kolorowe arabeski- marmurową fasadę meczetu Hassana II pokrywa pajęczyna arabesek, czyli misternych geometrycznych lub roślinnych wzorów wyrażających nieskończoną naturę Boga. Są we wszystkich kolorach tęczy.

Rick’s  Cafe- ze wszystkich barów we wszystkich miastach na całym świecie ona musiała wejść do mojego” tak mówi Rick ( Humprey Bogart ) o Ilsie Ingrid Bergman . Bohaterowie filmu „ Casablanca” sprawili , że to miasto zawsze kojarzy się ze wzruszającą historią miłosną.

 

Kuchnia  marokańska – w Casablance można skosztować najsmaczniejszych dań kuchni marokańskiej – np. hariry – zupy z soczewicy, fasoli i jagnięciny oraz świeżej kolendry, tażinu ( tagine) czyli mięsa  ( baraniny,  wołowiny, drobiu ) z cebulą i innymi warzywami oraz różnymi dodatkami Popularny jest też kuskus. Na deser podawane są ghoriba czyli ciastka z migdałami lub sezamem. Do picia zielona herbata z miętą i cukrem . Dla Europejczyków jest też piwo Casablanca.

Targowiska- w Maroku w każdym większym mieście są ogromne bazary . Kupcy przyjeżdżają z wielu stron kraju . Na targach można kupić wszystko : przyprawy, ubrania, buty, biżuterię , amulety, jedzenie, dywany, abażury i wiele innych rzeczy. Kupując  nawet coś drobnego, nie zapominajmy o targowaniu się – Marokańczycy to uwielbiają i nigdy się nie poddają.

Casablanca – nadmorskie parki i urokliwe zakątki

Casa, jak popularnie nazywają to miasto Marokańczycy i Francuzi jest jednym z barwnych miejsc w Maroku . Z jednej strony nowoczesne dzielnice, z drugiej smak i klimat Orientu.

W Casablance warto zwiedzić zarówno starą dzielnicę (tzw. medinę) z kilkupiętrowymi kamienicami w stylu orientalnym, jak i szerokie bulwary wysadzane palmami, z pięknymi parkami i skwerami, z restauracjami, klubami i kinami. Jest tu wiele zabytków z czasów francuskiej kolonii-  katedra, budynek Poczty Głównej, budynki przy Place Des Nations – Unies. Będąc w Casablance nie można pominąć spaceru nadmorskim bulwarem Corniche przy którym wznosi się najsłynniejsza budowla miasta meczet Hassana II . Ten trzeci pod względem wielkości meczet świata wybudowano w 1993r. Pomieścić może aż 25 tys. wiernych ,a kolejne 80 tys. modli się na otaczających go dziedzińcach i placach.

Kto raz pojedzie do Casablanki, pójdzie na drinka do Rick’s Cafe, gdzie nadal panuje klimat z filmu Michaela Curtiza z 1942 r. pt. „Casablanca”, przejdzie obok hotelu Transatlantiquelub obok pozostałości niesamowitego hotelu Lincoln, powącha świeże kwiaty przy wejściu do głównej hali targowej i wypije herbatę ze świeżą miętą w maleńkiej knajpce, do której zaglądają głównie tubylcy, ten będzie chciał tu wracać . Tak zaczyna się przyjaźń Casablancą.            

]]>
/casablanca-filmowe-miasto-maroka/feed/ 0
Bangladesz: Dhaka, Mongla, Sundarbany i Bengalczycy /bangladesz-dhaka-mongla-sundarbany-i-bengalczycy/ /bangladesz-dhaka-mongla-sundarbany-i-bengalczycy/#comments Mon, 12 Aug 2013 09:06:55 +0000 admin /?p=1692 Raz, dwa, trzy …Trzydzieści osiem . Stoimy na błotnistym brzegu rzeki Mongla i liczymy otaczających nas ciasnym kręgiem ludzi. Nie nic się nie stało. Nie było żadnej awantury, nikt nie utonął. W Bangladeszu zbierają się gapie, gdy któryś z nielicznych turystów z Zachodu zatrzyma się na dłużej w jednym miejscu. Okrążają ,stoją , patrzą . Ktoś zaczyna serię pytań : o kraj , imię, zawód,  rodzinę, opinię na temat ich kraju.

Do Bangladeszu przyjechaliśmy z Kalkuty. Przekraczając granicę , zastanawiamy się czy woal misternych intryg i pospolitego naciągactwa, tak powszechny w Indiach  opadnie nagle jak monsunowy deszcz. Nic z tego. W granicznym mieście Benapole chcemy apać autobus do Kuhlny. Kierowca pierwszego z długiego rzędu pojazdów zapewnia, że bezpośredniego połączenia nie ma . Musimy pojechać z nim do Jessore i tam się przesiąść . Nie poddajemy się i już po kilku minutach znajdujemy bezpośredni autobus do Khulny! Pierwsza impresja – niedaleko pada jabłko od jabłoni . Kraj zamieszkują Bengalczycy , ta sama nacja co indyjski stan Bengal Zachodni. Łączą ich kod genetyczny, historia, język, dzieli religia. Bengalczycy zachodni to hindusi, wschodni – muzułmanie.

Wkrótce przekonamy się, że pierwsze wrażenie było raczej błędne a większość spotkanych mieszkańców Bangladeszu okaże się wzruszająco uczciwa.

Jadąc rowerową rikszą z dworca w Khulnie do hotelu, czujemy się nie jak obszarpani włóczykije z plecakami na kolanach, a jak królewska para w karecie. Mijani na ulicy ludzie przystają, śmieją się, pozdrawiają . Na koniec rikszarz żąda za kurs 8 taków (40  groszy) ! i próbuje jeszcze wydać 2 taki reszty z otrzymanych 10.

Niechciany młodszy brat

Pierwsze moje skojarzenie z Bangladeszem rok 1980,  czarno- biały telewizor, kabaret TEY , Laskowik pyta Smolenia „ Stój , kto idzie – Bieda  – Skąd idziesz ? – Z Bangladeszu – Kłamiesz ! To co pytasz skoro wiesz”. Choć w podtekście bieda miała iść z ZSRR, odpowiedź Smolenia pewnie nie była przypadkowa. Bangladesz jest do dzisiaj jednym najbiedniejszych państw świata . W 2011r. znala się na 196 miejscu (na 226 kwalifikowanych ) w rankingu PKB ( per capita ( dla porównania Polska jest na 60) W pierwszych latach niepodległości ludzie umierali tutaj z głodu.

Do 1947 roku obszar dzisiejszego Bangladeszu , Indii i Pakistanu należał do Indii Brytyjskich. Wtedy nastąpił brutalny rozwód. Brytyjczycy wrócili do domu, powstały dwa nowe państwa hinduskie Indie i muzułmański  Pakistan podzielony na odległe o 1600 km prowincje. Od początku Islamabad dyskryminował Pakistan Wschodni. W 1971 r. w Bengalu

Wezwano do niepodległości . Rozpoczęło się powstanie zbrojne, o którym wszystkiego można się dowiedzieć w poruszającym Muzeum Wojny Wyzwoleńczej w stolicy Dhace.

Metody walki pakistańskiej armii z partyzantami były bezlitosne . Na wsie zrzucano napalm, gwałty były tak powszechne, jakby celowo zamierzano zmienić bengalską rasę. 10 mln uchodźców trafiło do obozów w Indiach , które w końcu wysłały armię na pomoc powstańcom . Pakistańczycy zostawili zrujnowany, głodujący kraj. Zrodzone z gwałtu , porzucone dziecko nie potrafiło się pozbyć traumy przemocy. Krótka historia kraju to ciąg wojskowych przewrotów i zamachów organizowanych przez zwalczające się stronnictwa.

Błotny Ali Baba

Nad błotnistym brzegiem rzeki Mongla szukamy łodzi . To z jej pokładu chcemy zobaczyć Sundarbany, największe na świecie lasy namorzynowe, poprzecinane setkami rzek i kanałów- – dom tygrysa bengalskiego i wielu innych dzikich zwierząt. Jeden z poznanych na nabrzeżu właścicieli łodzi mówi, że pływał kiedyś z polską załogą na statku. Zapamiętał trzy słowa: „dobra”, „kurwa”, „miód” Wie, że Polacy lubią miód i poleca gorąco lokalny wyrób.

W Sundarbanach zbiera się najwięcej miodu od dzikich pszczół w całym kraju .To bardzo niebezpieczna praca. Nie, żeby pszczoły tak dotkliwie żądliły Zbieracze bywają pożerani przez tygrysy. Wypływamy przed świtem . W porannej mgle widać dziesiątki barek i statków zacumowanych przy brzegu rzeki . Większość zardzewiała , powgniatana , połatana , zdezelowana a jednak pływają nimi ludzie Rozlaną szeroko jak jezioro rzekę przecinają czółna rybaków napędzane jednym zamocowanym do burty wiosłem. Wioślarze bujają się płynnie na boki z gracją baletmistrza. Na środku rzeki przystanął oceaniczny kolos z Panamy, do którego przylepiły się małe statki i barki.

Na pozbawionym roślin brzegu mijamy dziwne osiedle. Ni drzewka ni źdźbła trawy tylko błoto po kolana. Wzdłuż rzeki ciągnie się rząd identycznych bambusowych chat i drewniane pomosty zapewniające dojście do wody. Przy jednym z nich ubrana w czerwone sari kobieta daje nura w mętną toń. – To dzielnica czerwonych latarni – mówi motorniczy naszej łodzi choć nie ma tu żadnych latarni. Mieszkają tu i pracują prostytutki, do których przypływają łodziami marynarze z oceanicznych statków. Gdy będziemy wracać wieczorem do miasta, przy pomostach zrobi się tłoczno

Sundarbany to gęsta nieprzenikniona ściana lasu , wewnątrz której kryje się życie. My słyszymy tylko jego odgłosy . Wśród wyrastających z błota jak wielkie korzenie drzew wypatrujemy odciśniętych łap tygrysa lub choćby krokodyla . Łatwiej coś zaobserwować w małych kanałach, ale gdy chcemy się w nich zanurzyć, zatrzymuje nas uzbrojony dwuosobowy patrol w drewnianym czółnie . Strażnicy z karabinami na ramieniu ostrzegają : – Tam nie płyńcie , tam grasują Ali Baby! Tak miejscowi  nazywają piratów, którzy napadają turystów i mniejsze statki towarowe. A wy po co tam płyniecie ? – pytam – Pełnić nasze obowiązki – odpowiadają z dumą i odpływają , perkocząc głośno silnikiem diesla.

Bengalski Chrystus i sufi z Turcji

Następnego dnia wycieczka do Bagherat , jednego  z trzech miejsc w kraju wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO( Sundarbany też na niej są).  W drodze na dworzec wstępujemy do kościoła św.Antoniego zbudowanego w stylu przypominającym nieco architekturę Wielkich Mogołów.W środku niezwykły obraz Chrystusa. Wygląda jak rasowy Bengalczyk – z wąsami zamiast brody. W Bagherhat zza ściany bambusowego lasu ukazuje się nam piękny w swej prostocie ceglany meczet. Jego minarety poprzecinane poziomymi zdobieniami zlewają się z pręgowanymi,  grubymi pniami bambusów. To meczet Zinda Pir, jeden z kilkunastu monumentów zaginionego miasta.

W połowie XV w. turecki wojownik sufi Khan Johan Ali wzniósł w dżungli miasto Khalifatabat. Wybudował liczne pałace,  meczety, mosty, drogi wykładane cegłą , stawy zapewniające słodką wodę. Nad jednym z nich stoi mauzoleum świętego Turka , miejsce pielgrzymek wiernych z całego kraju. Grobowca wychodzi właśnie kilka młodych kobiet ubranych w zdobne szalwar kamizy lub barwne sari spod którego widać nagi brzuch. Golizna w muzułmańskim kraju? O dziwo dziewczyny nie mają też chust na głowach , a ich czarne lśniące w słońcu włosy opadają na plecy . Islam jest tu mniej fundamentalny niż w krajach arabskich . Sufi uczy tolerancji .

Z mauzoleum wykafelkowane schody prowadzą nad staw, w którym dokonują ablucji pielgrzymi . Płuczą stopy, dłonie  usta, niektórzy cali zanurzają się w wodzie . Na schodach leży niczego nie świadoma koza, czekając na ożenie w ofierze. Po drugiej stronie stawu ofiarą padła kura. Grupa lokalnych bogatych turystów zapłaciła za ptaka,  któremu związano nogi i którego wrzucono dla rozrywki na pożarcie krokodylowi. Leniwy gad musiał być jednak nażarty, bo nawet nie spojrzał na trzepoczącą się w błocie kokoszę. Po 10 minutach ptaka wyjęto, a rozczarowani turyści poszli się pomodlić do największego meczetu Shait Gumbad w którym wznosi się 60 filarów przykrytych siedemdziesięcioma siedmioma kopulami.

Chaos Dhaki

Do stolicy dostajemy się rakietą . Tak nazywane są płaskodenne promy kursujące wodnymi autostradami z bynajmniej kosmiczną prędkością.

Na jednej z przystani wielkie zamieszanie . Do promu podpłynęły dziesiątki łodzi towarowych. Ludzie, którzy nie wykupili kajut są teraz przeganiani. W pośpiechu zwijają koce, zbierają walizki, pchają się, potrącają . Przez duże otwory okienne,  ciągnące się wzdłuż burt wpadają pierwsze towary- wielkie kiście bananów, kokosy, zwoje jutowych lin.  Część trafia do ładowni  pod pokładem , część zajmie miejsca leżących do tej pory ludzi . Pasażerów też przybywa, tłok się zagęszcza.

Rano wpływamy do Dhaki. Ruch na wodzie jak na Marszałkowskiej. Przy nabrzeżu stoją dziesiątki rakiet , wokół których tłoczą się łodzie towarowe. Niektóre barki są tak obciążone że woda przelewa się przez pokład .Między brzegami rzeki Buriganga śmigają wąskie taksówki wodne. Na ulicach kilkunastomilionowego miasta jeszcze większy galimatias. Chaotyczny ruch , chaotyczna zabudowa. Pomiędzy poczerniałymi od wilgoci , obdrapanymi , niewykończonymi kamienicami z których sterczą pręty zbrojeniowe, zwisają kłęby przewodów elektrycznych. Zdobnie malowane riksze ( jest ich tu 600 tys.) grzęzną w korkach. Między pojazdami przeciskają się ubrani w kraciaste lungi ( prostokąt materiału noszony jako spódnica) tragarze z wielkimi ładunkami na głowach. Wszystko to w lepkim gęstym smogu. Przy wieczornym myciu włosów z głowy spływa nam smolista woda. Dhaka zaskakuje nas na każdym kroku. Włócząc się po starym mieście którego historia sięga tysiąca lat wstecz trafiliśmy do zadziwiająco zadbanego 230 –letniego kościoła ormiańskiego. Wewnątrz wszystko sprawiało wrażenie, jakby ostatnie nabożeństwo odbyło się godzinę wcześniej. Opiekun kościoła mówi, że większość Ormian wyjechała w 1947 r. obawiając się prześladowań. Msze nie odbywają się od lat.

Tętniąca życiem okazuje się Hindu Street. Podczas gdy w „bratnim” Pakistanie w czasie partycji Indii Brytyjskich wszystkich hindusów wypędzono lub wybito, w Bangladeszu mają się całkiem nieźle. Mimo, że islam zabrania przedstawiania żywych postaci , tu na straganach sprzedawane są rzeźby i obrazy licznych bogów, sadhu i guru. Czynna jest świątynia przerażającej Kali, ulubionej bogini Bengalczyków. Na ulicy można skorzystać z usług astrologa.

Chcemy odszukać najstarszy budynek w mieście Bara Katran 1644r.z okresu, gdy Dhaka była stolicą Mogołów. Ten niegdysiejszy pałac dziś jest niemal ruiną , wygląda na opuszczony. Nagle pojawia się mężczyzna z farbowaną henną brodą . Przywołuje nas gestem ręki. Beza słowa oprowadza po budynku który mieści medresę, czyli szkołę koraniczną . Jest niemową Jadąc rikszą do nowej części miasta, mijamy długi rząd wozów wojskowych wiozących karabiny maszynowe i ciągnących działa . Od spotkanego reportera BBC dowiadujemy się, że byliśmy świadkami nieudanej próby puczu wojskowego.

W knajpie bez menu i cennika zamawiamy standardowy zestaw obiadowy – cienki dhal, tłuste curry  z warzyw i pikantne z ryby. Jest pięć razy drożej niż na prowincji. W hotelu większość czasu nie ma prądu, za to pod oknami działa jakiś całodobowy warsztat. Huk jest taki jakby ktoś walił w ścianę młotem. Wybieramy się więc do kina na sensacyjny film w stylu hollywoodzkim . Kasjer uradowany faktem, że interesuje nas bengalska kinematografia wręcza nam gruby rulon barwnych plakatów filmowych.  

]]>
/bangladesz-dhaka-mongla-sundarbany-i-bengalczycy/feed/ 0
Baleary – Majorka, Minorka i Formentera /baleary-majorka-minorka-i-formentera/ /baleary-majorka-minorka-i-formentera/#comments Mon, 12 Aug 2013 08:57:20 +0000 admin /?p=1686 Przed wylotem znajomi apelowali o rozsądek. Radzili, żebym nie mieszał rumu z dżinem . Przed imprezami jadł tłuste ryby. Nie stawiał drinków każdej nowo poznanej dziewczynie. Po imprezie nie spał na plaży do późnych godzin popołudniowych, bo grozi to udarem słonecznym. I tak dalej . Niestety – nie zastosuję się do żadnej z tych rad.

Na Ibizę przyjechałem służbowo jako dziennikarz .Mam napisać artykuł o  zjawisku clubbingu w Europie. Bo  clubbing czyli  chodzenie  od klubu do klubu , tańczenie w rytm elektronicznej muzyki , czy eksperymenty z psychodeliczną substancją ectasy , ma swoje początki właśnie na dyskotekach tej hiszpańskiej wyspy na Morzu Śródziemnym. Wieczór. Siedzę w okolicach Dalt Vila , starego miasta. Piję rum, najpopularniejszy alkohol na Balearach. W powietrzu czuć zapach perfum , marihuany i tytoniu. Jest 31 maja , najważniejszy dzień w miejscowym kalendarzu. : Opening Fiesta, wielkie otwarcie sezonu. Dzisiaj rusza półroczne szaleństwo . Przez cały sezon ( od maja do października ) na Ibizie dzień i noc będą się ze sobą mieszać . Poniedziałek , sobota, wtorek zawsze jest zabawa. W nocy impreza ,a w dzień odpoczynek. Czyli fiesta i siesta , siesta i fiesta! Startujemy w barze na plaży W małych barach trwają before parties czyli imprezki przed imprezą . – Mam dla ciebie prawdziwy skarb piratów – zagaduje mnie nieznajomy mężczyzna w czapce z daszkiem i wyjmuje małą paczuszkę. – Najlepszy proszek w mieście – szepcze. Odmawiam . Narkotyki są na Ibizie zakazane, ale-  mówiąc delikatnie – obecne . Tłumaczę sobie to na sposób filozoficzny: wszyscy jesteśmy hedonistami, czyli chcemy doznawać rozkoszy.

Wśród przybywających na Ibizę ta potrzeba jest z jakichś powodów, wyjątkowo silna. Widzę to już przy wejściu do pierwszego klubu . Odsłonięte ciała , wyzywające stylizacje, atmosfera kipiąca seksem . Wszyscy są podekscytowani . Nikt trzeźwy.

Tej nocy w klubie Space tańczy 5 tys. osób. Tańczę z nimi. A raczej tańczę sam. DJ gra muzykę elektroniczną : techno, house, electro, dance, przeplata to latynoskimi rytmami i hitami muzyki pop. Nie ma tańców przytulańców, oberka, czy choćby tak popularnego w słowiańskich kręgach „wężyka” . W uszach dudni bas, dźwięki przeszywają ciało, aż cowiek drży od środka . Kolorowe lasery tworzą świetny spektakl. Zmysły zaczynają szaleć. Wpadamy w trans. Po dwóch godzinach w Space znajomi ciągną mnie do kolejnych miejsc. Chociaż w tym klubie bardzo mi się podoba…

Trudno. To właśnie jest clubbing , nie można zostać zbyt długo  w jednym miejscu, trzeba mnożyć doznania, podróżować między różnymi światami , kolekcjonować wspomnienia. No więc biegamy od klubu do klubu . Kolejki przed lokalami są długie ,ale przesuwają się sprawnie. Wreszcie wchodzimy do wielkiego budynku z charakterystyczną wisienką w logo. Klub Pacha . Miejsce legendarne. Powstało jeszcze w latach 70. Dziś uważane za jeden z trzech najlepszych klubów świata. I znów jest kilka tysięcy nowych twarzy, nowe barmanki , nowe przejścia między salami. I znów wpadam w dwugodzinny trans. Mógłbym tańczyć tutaj wieczność Ale znajomi krzyczą :  „ Teraz zobaczysz największy klub na świecie”! No tak ten clubbing . Bierzemy taksówkę , jedziemy do Privilege. To ekskluzywny bastion imprezowy , położony na wzgórzu, ze szklanymi ścianami, marmurowymi  posadzkami i oconą balustradą . Pośrodku parkietu duży basen. Dla głodnych -  14 knajp dwa bary sushi , przekąski na barach . Jeśli mięśnie odmawiają posłuszeństwa , można za mówić masaż . Tańczę tej nocy z Włoszkami , Kolumbijkami,  Hiszpankami i jedną Eskimoską z północnej Norwegii . Według Księgi rekordów Guinnesa Privilege to największa dyskoteka głobu. Gdy jest dobra impreza bawi się tutaj 10 tys. ludzi. Przez szklane ściany klubu widać wschód słońca nad Morzem Śródziemnym. Wychodzimy . I zwiedzamy jeszcze małe okoliczne klubiki. W końcu docieramy na plażę, gdzie odbywa się party pod gołym niebem. – powitanie słońca. Zdejmuję buty i tańczę na piasku . Do hotelu wracam o ósmej rano.

Po całonocnej balandze chce się tylko odpoczywać. Ibiza jest wręcz stworzona do byczenia się . Ponad 50 plaż na dwustukilometrowym wybrzeżu czeka, aby roożyć na nich ręcznik lub leżak . Są wśród nich plaże duże,  dobrze zorganizowane, a przez to zatłoczone np. Sees Figuretes czy Bossa.Ale są również małe, bezludne, ukryte między skałami Szukamy czegoś spokojnego. Znajdujemy niedaleko zatoki Cala Xarraca. Mamy ze sobą kosz owoców i butelki z wodą . Na Ibizie istnieją dwie oficjalne plaże dla nudystów ale również wiele nieoficjalnych . Tego dnia nasza mała plaża była jedną z nich. Leżę pod palmą i myślę ( choć to dziś niełatwe) . Wyspę zamieszkiwali ongiś Fenicjanie, Grecy , Kartagińczycy, Maurowie, Katalończycy …Dziś – Anglicy, Francuzi, Włosi , Niemcy i Polacy . Przyjeżdżający na urlopy, na weekendy. Obecnie na jednego mieszkańca tej rajskiej krainy przypada czterech turystów. Robią wiele hałasu, upijają się , potem śpią na plażach . Zupełnie tak jak ja. Z drugiej strony wyspiarze żyją z turystów. Może więc nie mogą narzekać.

Pierwsi byli europejscy hipisi. W latach 60 XX w. poszukiwali swojej Kaliforni. Miejsca gdzie będą mogli spokojnie żyć , tańczyć, głosić  miłość i pokój , palić święte ziela najlepiej z dala od wielkiej polityki Znaleźli Ibizę wyspę o powierzchni 570 km², zamieszkaną przez kilkadziesiąt  tysięcy szczęśliwych ludzi. – Zrobiliśmy z tej wyspy jeden wielki karnawał! opowiada mi Jack , facet z siwą bródką .  Pochodzi z przedmieść Londynu. Na Ibizę przyjechał w wieku dwudziestu lat. W 1973 roku . Został na zawsze.Nie wszyscy mieszkańcy wyspy byli nami zachwyceni . Wiesz, szalone lata 70: alkohol, narkotyki, wolna miłość, dziki taniec. Pamiętam ,że rząd Hiszpanii deportował kilkadziesiąt osób. Ale poza tym był tutaj totalny luz , słońce , zabawa- wspomina. Wraz ze swoimi londyńskimi przyjaciółmi zamieszkał w starych młynach niedaleko wioski Belfa. Dziś Jack prowadzi knajpkę w okolicach Punta Arabi, targu stworzonego przez hipisów.

Rozwój masowej turystyki w latach 80 i 90 spowodował silną komercjalizację . Ibiza stała się droga,  snobistyczna, trochę nowobogacka. Wokół plaż zaczęły powstawać ekskluzywne hotele, drogie sklepy i dzielnice willowe. Aby zobaczyć te zmiany wystarczy przejść się po dzielnicy La Marina . W willach nad morzem zamieszkali anonimowi milionerzy i znane gwiazdy filmowe. Na miejscu radosnych placów zabaw hipisowskiej młodzieży powstały nowoczesne kluby , które stały się atrakcją dla następnego pokolenia, nastawionego już bardziej na konsumpcję niż kontestację. Hipisi wymarli. Na Ibizie funkcjonują już jako kulturowy skansen . Dawne dzieci kwiaty mają obecnie po 70 lat.  

Kto chce poznać autentyczną Ibizę , tę sprzed nalotu turystów i hipisów, powinien wynająć skuter i ruzyć wgłąb wyspy . Daleko od miasta Ibiza , tam, gdzie jest spokojnie, cicho, sielsko. Z pewnością zachwyci się śródziemnomorską przyrodą i wyjątkową architekturą. Podobno Le Corbusier , najsłynniejszy architekt XX w. znala tu inspirację dla swoich modernistycznych koncepcji mieszkalnictwa. Spodobały mu się proste sześcienne domy budowane według zasady „ niż więcej niż potrzeba”. Wiejskie domy wznoszono z kamienia . Grube mury i małe okna zapewniały chłód, nawet podczas upałów.

Większość ścian kamiennych jest biała, co daje wyjątkowy efekt świeżości. Niektóre z zabytkowych domów mają własne wieże obronne. To pamiątka po czasach, gdy tutejsze wsie atakowali piraci i korsarze. W jednej z takich wież znajduję gospodę z tradycyjną kuchnią Balearów. Jem gazpacho, zupę zagęszczoną chlebem, ostro przyprawioną papryką, cebulą i czosnkiem , podawaną na zimno. Do tego panades , kruche ciasto nadziewane rybami ( w menu również : nadziewane kurczakiem lub mięsem kozim ) . Piję czerwone wino z brandy, wodą mineralną i sokiem owocowym , mocno schłodzone czyli słynną sangrię. I przyznam szczerze, że te ludowe potrawy smakują mi o wiele bardziej niż wymyślna płaszczka w sosie migdałowym , którą jadłem w hotelu. Jedyna gałąź przemysłu Ibizy niezwiązana z turystyką to produkcja soli . Ta Ibizy jest idealna : nie zawiera żadnych zanieczyszczeń. . Technologia wydobycia nie zmienia się tutaj od 2,5 lat . Sól jest wydobywana w XXI w. tak samo jak za czasów starożytnych Greków. Pola nawadnia się wodą morską, następnie zamyka śluzy i czeka aż woda wyparuje w słońcu . Trwa to kilka tygodni nie  wymaga pracy ludzkich rąk Ogrody Solne nad Ses Salines robią imponujące wrażenie. Aż po horyzont słońce odbija się w kryształkach soli.

Materiał o clubbingu zebrany.

Jako odpowiedzialny za słowo reporter imprezowałem przez tydzień. Noc w noc . Redakcja nie może niczego więcej ode mnie wymagać . Ostatniego wieczoru urywam się . Płynę na Formenterę , przepiękną wyspę na południe od Ibizy, nieskażoną jakimś cudem przez imprezowiczów. Północne skrawki Formentery stykają się z południowymi brzegami Ibizy. Promy i łódki kursują codziennie. Wyspa ma kształt konika morskiego i jest maleńka. Można ją poznać w kilka godzin . Docieram do latarni morskiej na przylądku La Mola , położonej wysoko na skałach Podchodzę do stromej krawędzi urwiska . Turkusowe morze, białe skały i wyspy szczęśliwe na horyzoncie. Dziś jest piękna pogoda i widać stąd całe Baleary . Czyli Majorkę i Minorkę oraz kilka pomniejszych wysp. A tam cisza , spokój . Raj.        

]]>
/baleary-majorka-minorka-i-formentera/feed/ 0