Takich krabów królewskich, jakie łowi się w Norwegii, a dokładniej na Nordkappie, Przylądku Północnym najbardziej – poza pobliskim Knivskeyelloden – wysuniętym na północ krańcu Europy nie ma nigdzie na świecie , a wierzcie mi – wiem co mówię. Pierwszy raz moje kubki smakowe zachwyciły się nimi w Warszawie, na przyjęciu w ambasadzie Norwegii, gdzie znajomy, znany kucharz zgarnął na mój talerz z patelni połowę całego zasobu tego wyjątkowego przysmaku, zabrakło go nawet dla przyjaciółka co i teraz ich przepraszam Na Nordkappie zaś zobaczyłam jakie to są naprawdę olbrzymy: rozpiętość ich odnóży sięga aż dwóch metrów! Transportowano właśnie ich połów ze statku do hurtowni ryb, gdzie akurat się znalaam.
Przyleciałam tu z Oslo zahaczając o Hammerfest lotniczą taksówką, bowiem samolot na terenie północnej prowincji Finnmark siadał na ziemi co kwadrans – innego sposobu dotarcia prawie że nie było. Miasto do niedawna niezbyt zasobne, prawie całkowicie zniszczone podczas II wojny światowej , odżyło ekonomicznie , kiedy zbudowano tu ogromny, nowoczesny zakład skraplania naturalnego gazu . Przybywa tu też sporo turystów, zimą, by nasycić się niezwykłym zjawiskiem zorzy polarnej, latem – by zobaczyć wędrujące na wybrzeże, sięgające nawet 3 tys. sztuk stada reniferów . A przez cały rok – by degustować rozmaite dary morza.
Kulinarna poezja
Na biesiadę rybną popłynęłam popłynęłam najstarszym z floty norweskiej Hurigruten statkiem do HavØsund . Linia ta funkcjonuje wzdłuż wybrzeży Norwegii od XIX wieku. Spożyłam tę ucztę w wyjątkowym plenerze, albowiem w nadmorskiej, niezwykłej restauracji Arctic View . Zaczęła się późno, ale był czerwiec i dzień polarny trwał tu prawie przez całą dobę , więc przez ogromne okna wraz z innymi biesiadnikami patrzyłam z zapartym tchem na niezwykłej urody arktyczny archipelag . A na stole – kulinarna poezja. Nic w tym dziwnego bowiem kolację serwował najlepszy norweski kucharz o międzynarodowej sławie ; przygotowywał dania na naszych oczach , pokazując jak się ryby sprawia, przyprawia i przyrządza . A do każdego dania było inne wybitne wino, co doceniali w szczególności państwo Barbara i Piotr Adamczewscy, znakomici znawcy kuchni, autorzy wielu książek na jej temat. Podano nam potrawy z łososia, dorsza, śledzia, halibuta czyli ryb , które sprowadzamy z Norwegii do Polski. Ale także cenioną zwłaszcza przez Francuzów żabnicę, zwaną z powodu urody diabłem morskim ( jej delikatne mięso przypomina królika). Ale królem stołu był oczywiście rewelacyjny krab królewski.
Północ Norwegii jest przepiękna , magiczna , rzadko zaludniona. Inkrustowana za to fiordami, jeziorami górami o szczytach pokrytych wiecznym lodem . Trochę smutna – ale pełna poezji. I ten szacunek dla natury widoczny choćby w tradycyjnie drewnianych domach pomalowanych tak jak dawniej, kiedy była bieda, na czerwono, barwą przypominającą farbę do podłogi, albo na żółto, kiedy domieszano do niej tran. Biel była zarezerwowana dla bogaczy w mieście. Wzruszały mnie szczególnie budynki pokryte darnią , teraz dla tradycji , niegdyś – bo nie było na porządne dach stać. Norwegia to kraj , który najbardziej dba o swoją tożsamość. 90 proc. kobiet ma w szafach stroje regionalne i je nosi . Na inauguracji Opery w Oslo spotkałam w nich nawet minister rybołówstwa z mężem, oboje mają północne korzenie.
Stolica zorzy polarnej
Właśnie Saamowie , których nazywano do niedawna Lapończykami ( uważają to miano za pogardliwe ), tworzą klimat norweskiej Północy . To oni najczęściej zamieszkiwali Skandynawię , jeszcze przed ludami aryjskimi. Zasiedlali północne regiony Rosji , Szwecji , Finlandii. Dzisiaj najwięcej ich – ponad 40 tys. – żyje na norweskiej Północy . Z koczowników stali się ludem osiadłym, nadal zajmują się myślistwem i rybołówstwem , mają swoje renifery. Żyją też z turystyki . W swoich strojach regionalnych , przyjmowali mnie w namiotach przygotowując na miejscu ludowe przysmaki , wśród nich pyszny gulasz mięsem z renifera i zapoznając nas z charakterystycznym śpiewem tzw. jojkowaniem . Niegdyś usuwani w etniczny cień dziś mają swój parlament Sametinget , i swoją flagę, w której dominują czerwień i błękit , podobnie jak w ich strojach ludowych. Ale na fladze są jeszcze barwy żółta i zielona razem więc cztery tyle w ilu krajach mieszkają Saamowie. Ich stolicą jest Alta , największe miasto Finnmarku zwane też stolicą zorzy polarnej . Już w końcu XIX wieku wybudowano tu obserwatorium dla badania tego niezwykłego zjawiska . To tutaj od maja do sierpnia słońce świeci 24 godziny na dobę, więc warto przyjechać na niesamowite białe noce . Mnie jednak najbardziej zafascynowały ryty naskalne w Hjemmeluft nieopodal Alty wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Począwszy od roku 1960 odkryto około 3 tys., a w sąsiedztwie jeszcze więcej rysunków związanych z życiem rytualnym i codziennym ludu zamieszkującego te tereny w okresie 4200 – 5000 r..p.n. e. prawdopodobnie Saamów. Naszych przodków nie było wtedy jeszcze w przedpiastowskiej puszczy .
Miało to być ważne miejsce ceremonialne, a może też wymiany handlowej Oglądamy na mistrzowskich jak na swoje czasy rytach przedstawienia reniferów, łosi , wielu innych zwierząt i ptaków. Ale także łodzie, broń, postacie myśliwych.