Wyspy Kanaryjskie – low cost, czyli pierwszy raz Ryanairem

SONY DSC

Dzień 2

My jednak szukaliśmy w miarę cichego i bezpiecznego miejsca, żeby pospać kilka godzin, ponieważ o 7: 00 mieliśmy lot na Fuerteventure. Znaleźliśmy w Terminalu 2 miejsce, gdzie spało bardzo dużo ludzi, a że w grupie raźniej to również my roożyliśmy swoje rzeczy w tym miejscu. Zasnąć było trudno, ponieważ co 15 min jest informacja przez głośniki, żeby zachować pełną ostrożność i pilnować swojego bagażu. Nasz sen był często przerywany, robiliśmy krótkie spacer, tak żeby jakoś dotrwać do rana. Po godzinie 5: 00 udaliśmy się do otwartej kawiarni na małą czarną, która miała pobudzić nas do życia. Po tym odbyliśmy kolejną kontrolę bagażu, żeby przez rękaw wejść do samolotu. Na wyspie lądowaliśmy planowo, wszystko odbyło się zgodnie z planem.

Najbardziej wietrzna wyspa archipelagu kanaryjskich przywitała nas piękną słoneczną pogodą (my w kurtkach i z czapkami na głowach). Szybko trzeba było zmienić stroje na koszulki z krótkim rękawem. Przed lotniskiem czekaliśmy na zarezerwowany przez nas wcześniej przez Internet samochód w firmie Orlando. Z 15 minutowym opóźnieniem przyjechała przedstawicielka i zabrała nas małym busem do siedziby wypożyczalni. Tam dowiedzieliśmy się, że niestety nie ma możliwości otrzymania samochodu bez okazania karty kredytowej! Co ciekawe za wszystko mieliśmy już zapłacone przed wyjazdem. Propozycja gotówki lub karty debetowej nie przynosi skutku, a my tylko tracimy czas. Wracamy tym samym busikiem na lotnisko, gdzie w firmie PayLessCar bez problemu przy płatności gotówką udaje nam się otrzymać Fiata Pandę na trzy dni. Zadowoleni udajemy się na parking przed lotniskiem i ruszamy w stronę Caleta de Fuste, gdzie mamy rezerwację w hotelu. Dobrze, że podczas wypożyczenia otrzymuje się mapę, która bardzo pomogła nam podczas całej wycieczki.

Do naszego miejsca zakwaterowania dojeżdżamy bez problemu – mieliśmy bardzo dużo szczęścia, ponieważ jechaliśmy „na oko”, a dojechaliśmy pod sam hotel. Parkujemy niecałe 50 metrów od wejścia i udajemy się z bagażami do recepcji. Tam miła niespodzianka. Pani obsługująca jest polką, a co więcej pochodzi z Poznania (jaki ten świat mały…). Szybko zostajemy zameldowani i udajemy się do naszego pokoju, gdzie zostawiamy rzeczy, przebieramy się i wraz z aparatem, mapą i dobrym humorem ruszamy „naszą” Pandą na północ wyspy.

Jechaliśmy tą samą trasą co do hotelu, mijają po drodze lotnisko i przejżdżając przez stolicę wyspy – Puerto del Rosario. Trzeba przyznać, że sieć malutkich uliczek w tym mieście robi wrażenie i tylko osoba o bardzo dużej spostrzegawczości i sprycie nie da się zaciągnąć z głównej drogi do centrum. Niestety my tam trafiliśmy nie raz…

Jechaliśmy w stronę Corallejo. Po drodze zatrzymaliśmy się na poboczu, gdzie stało wiele innych samochodów i udaliśmy się na spacer po plaży. Z powodu świecącego słońca i falistego ułożenia piasku wydawało się, że woda jest za jakieś 50-100 m. Jak się okazało przeszliśmy dobre półkilometra zanim zmoczyliśmy nasze zmarznięte polskimi warunkami stopy. Widoki były cudowne, zrobiliśmy wiele zdjęć. Po plaży spotkaliśmy cowieka, który za opłatą przewoził turystów na wielbłądzie. Oczywiście nie skorzystaliśmy. Z daleka widoczna była mała wysepka Isla de Lobos, a wzdłuż plaży ilość hoteli nie porywała. Również liczba osób korzystających z uroków słońca była znikoma – podejrzewamy, że południe przyciąga turystów bardziej. Przekonamy się o tym jutro.

Po pewnym czasie dojechaliśmy do Corralejo, gdzie udaliśmy się do portu sprawdzić skąd będzie odpływał za 3 dni nasz statek na Lanzarote. Krótki spacer, zakupy w markecie (woda, jogurty) i czas w drogę. Dotarliśmy do Cotillo, gdzie można zobaczyć całkiem przyjemną plażę, latarnię morską oraz kamieniste wybrzeże. Tam również znaleźliśmy bardzo dużą ilość ciekawych muszelek, których nad polskim morzem raczej byśmy nie spotkali. Niesamowite wrażenie robiły olbrzymie fale i towarzyszący im wiatr. Czas na fotki i do domu. Dlaczego? Na północy nie ma już więcej istotnych punktów, a godzina dochodziła 18. W hotelu czekała na nas obiadokolacja i wieczorne animacje, zamiast których wybraliśmy się na długi spacer po Caleta de Fuste. Od godziny 20 było już dosyć chłodno, żeby nie zmarznąć ubraliśmy długie rękawy.

Pages: 1 2 3

You can leave a response , or trackback from your own site.

Komentarze