Przed wylotem znajomi apelowali o rozsądek. Radzili, żebym nie mieszał rumu z dżinem . Przed imprezami jadł tłuste ryby. Nie stawiał drinków każdej nowo poznanej dziewczynie. Po imprezie nie spał na plaży do późnych godzin popołudniowych, bo grozi to udarem słonecznym. I tak dalej . Niestety – nie zastosuję się do żadnej z tych rad.
Na Ibizę przyjechałem służbowo jako dziennikarz .Mam napisać artykuł o zjawisku clubbingu w Europie. Bo clubbing czyli chodzenie od klubu do klubu , tańczenie w rytm elektronicznej muzyki , czy eksperymenty z psychodeliczną substancją ectasy , ma swoje początki właśnie na dyskotekach tej hiszpańskiej wyspy na Morzu Śródziemnym. Wieczór. Siedzę w okolicach Dalt Vila , starego miasta. Piję rum, najpopularniejszy alkohol na Balearach. W powietrzu czuć zapach perfum , marihuany i tytoniu. Jest 31 maja , najważniejszy dzień w miejscowym kalendarzu. : Opening Fiesta, wielkie otwarcie sezonu. Dzisiaj rusza półroczne szaleństwo . Przez cały sezon ( od maja do października ) na Ibizie dzień i noc będą się ze sobą mieszać . Poniedziałek , sobota, wtorek zawsze jest zabawa. W nocy impreza ,a w dzień odpoczynek. Czyli fiesta i siesta , siesta i fiesta! Startujemy w barze na plaży W małych barach trwają before parties czyli imprezki przed imprezą . – Mam dla ciebie prawdziwy skarb piratów – zagaduje mnie nieznajomy mężczyzna w czapce z daszkiem i wyjmuje małą paczuszkę. – Najlepszy proszek w mieście – szepcze. Odmawiam . Narkotyki są na Ibizie zakazane, ale- mówiąc delikatnie – obecne . Tłumaczę sobie to na sposób filozoficzny: wszyscy jesteśmy hedonistami, czyli chcemy doznawać rozkoszy.
Wśród przybywających na Ibizę ta potrzeba jest z jakichś powodów, wyjątkowo silna. Widzę to już przy wejściu do pierwszego klubu . Odsłonięte ciała , wyzywające stylizacje, atmosfera kipiąca seksem . Wszyscy są podekscytowani . Nikt trzeźwy.
Tej nocy w klubie Space tańczy 5 tys. osób. Tańczę z nimi. A raczej tańczę sam. DJ gra muzykę elektroniczną : techno, house, electro, dance, przeplata to latynoskimi rytmami i hitami muzyki pop. Nie ma tańców przytulańców, oberka, czy choćby tak popularnego w słowiańskich kręgach „wężyka” . W uszach dudni bas, dźwięki przeszywają ciało, aż cowiek drży od środka . Kolorowe lasery tworzą świetny spektakl. Zmysły zaczynają szaleć. Wpadamy w trans. Po dwóch godzinach w Space znajomi ciągną mnie do kolejnych miejsc. Chociaż w tym klubie bardzo mi się podoba…
Trudno. To właśnie jest clubbing , nie można zostać zbyt długo w jednym miejscu, trzeba mnożyć doznania, podróżować między różnymi światami , kolekcjonować wspomnienia. No więc biegamy od klubu do klubu . Kolejki przed lokalami są długie ,ale przesuwają się sprawnie. Wreszcie wchodzimy do wielkiego budynku z charakterystyczną wisienką w logo. Klub Pacha . Miejsce legendarne. Powstało jeszcze w latach 70. Dziś uważane za jeden z trzech najlepszych klubów świata. I znów jest kilka tysięcy nowych twarzy, nowe barmanki , nowe przejścia między salami. I znów wpadam w dwugodzinny trans. Mógłbym tańczyć tutaj wieczność Ale znajomi krzyczą : „ Teraz zobaczysz największy klub na świecie”! No tak ten clubbing . Bierzemy taksówkę , jedziemy do Privilege. To ekskluzywny bastion imprezowy , położony na wzgórzu, ze szklanymi ścianami, marmurowymi posadzkami i oconą balustradą . Pośrodku parkietu duży basen. Dla głodnych - 14 knajp dwa bary sushi , przekąski na barach . Jeśli mięśnie odmawiają posłuszeństwa , można za mówić masaż . Tańczę tej nocy z Włoszkami , Kolumbijkami, Hiszpankami i jedną Eskimoską z północnej Norwegii . Według Księgi rekordów Guinnesa Privilege to największa dyskoteka głobu. Gdy jest dobra impreza bawi się tutaj 10 tys. ludzi. Przez szklane ściany klubu widać wschód słońca nad Morzem Śródziemnym . Wychodzimy . I zwiedzamy jeszcze małe okoliczne klubiki. W końcu docieramy na plażę, gdzie odbywa się party pod gołym niebem. – powitanie słońca. Zdejmuję buty i tańczę na piasku . Do hotelu wracam o ósmej rano.
Po całonocnej balandze chce się tylko odpoczywać. Ibiza jest wręcz stworzona do byczenia się . Ponad 50 plaż na dwustukilometrowym wybrzeżu czeka, aby roożyć na nich ręcznik lub leżak . Są wśród nich plaże duże, dobrze zorganizowane, a przez to zatłoczone np. Sees Figuretes czy Bossa.Ale są również małe, bezludne, ukryte między skałami Szukamy czegoś spokojnego. Znajdujemy niedaleko zatoki Cala Xarraca. Mamy ze sobą kosz owoców i butelki z wodą . Na Ibizie istnieją dwie oficjalne plaże dla nudystów ale również wiele nieoficjalnych . Tego dnia nasza mała plaża była jedną z nich. Leżę pod palmą i myślę ( choć to dziś niełatwe) . Wyspę zamieszkiwali ongiś Fenicjanie, Grecy , Kartagińczycy, Maurowie, Katalończycy …Dziś – Anglicy, Francuzi, Włosi , Niemcy i Polacy . Przyjeżdżający na urlopy, na weekendy. Obecnie na jednego mieszkańca tej rajskiej krainy przypada czterech turystów. Robią wiele hałasu, upijają się , potem śpią na plażach . Zupełnie tak jak ja. Z drugiej strony wyspiarze żyją z turystów. Może więc nie mogą narzekać.
Pierwsi byli europejscy hipisi. W latach 60 XX w. poszukiwali swojej Kaliforni. Miejsca gdzie będą mogli spokojnie żyć , tańczyć, głosić miłość i pokój , palić święte ziela najlepiej z dala od wielkiej polityki Znaleźli Ibizę wyspę o powierzchni 570 km², zamieszkaną przez kilkadziesiąt tysięcy szczęśliwych ludzi. – Zrobiliśmy z tej wyspy jeden wielki karnawał! opowiada mi Jack , facet z siwą bródką . Pochodzi z przedmieść Londynu. Na Ibizę przyjechał w wieku dwudziestu lat. W 1973 roku . Został na zawsze. Nie wszyscy mieszkańcy wyspy byli nami zachwyceni . Wiesz, szalone lata 70: alkohol, narkotyki, wolna miłość, dziki taniec. Pamiętam ,że rząd Hiszpanii deportował kilkadziesiąt osób. Ale poza tym był tutaj totalny luz , słońce , zabawa- wspomina. Wraz ze swoimi londyńskimi przyjaciółmi zamieszkał w starych młynach niedaleko wioski Belfa. Dziś Jack prowadzi knajpkę w okolicach Punta Arabi, targu stworzonego przez hipisów.
Rozwój masowej turystyki w latach 80 i 90 spowodował silną komercjalizację . Ibiza stała się droga, snobistyczna, trochę nowobogacka. Wokół plaż zaczęły powstawać ekskluzywne hotele, drogie sklepy i dzielnice willowe. Aby zobaczyć te zmiany wystarczy przejść się po dzielnicy La Marina . W willach nad morzem zamieszkali anonimowi milionerzy i znane gwiazdy filmowe. Na miejscu radosnych placów zabaw hipisowskiej młodzieży powstały nowoczesne kluby , które stały się atrakcją dla następnego pokolenia, nastawionego już bardziej na konsumpcję niż kontestację. Hipisi wymarli. Na Ibizie funkcjonują już jako kulturowy skansen . Dawne dzieci kwiaty mają obecnie po 70 lat.
Kto chce poznać autentyczną Ibizę , tę sprzed nalotu turystów i hipisów, powinien wynająć skuter i ruzyć wgłąb wyspy . Daleko od miasta Ibiza , tam, gdzie jest spokojnie, cicho, sielsko. Z pewnością zachwyci się śródziemnomorską przyrodą i wyjątkową architekturą. Podobno Le Corbusier , najsłynniejszy architekt XX w. znala tu inspirację dla swoich modernistycznych koncepcji mieszkalnictwa. Spodobały mu się proste sześcienne domy budowane według zasady „ niż więcej niż potrzeba”. Wiejskie domy wznoszono z kamienia . Grube mury i małe okna zapewniały chłód, nawet podczas upałów.
Większość ścian kamiennych jest biała, co daje wyjątkowy efekt świeżości. Niektóre z zabytkowych domów mają własne wieże obronne. To pamiątka po czasach, gdy tutejsze wsie atakowali piraci i korsarze. W jednej z takich wież znajduję gospodę z tradycyjną kuchnią Balearów. Jem gazpacho, zupę zagęszczoną chlebem, ostro przyprawioną papryką, cebulą i czosnkiem , podawaną na zimno. Do tego panades , kruche ciasto nadziewane rybami ( w menu również : nadziewane kurczakiem lub mięsem kozim ) . Piję czerwone wino z brandy, wodą mineralną i sokiem owocowym , mocno schłodzone czyli słynną sangrię. I przyznam szczerze, że te ludowe potrawy smakują mi o wiele bardziej niż wymyślna płaszczka w sosie migdałowym , którą jadłem w hotelu. Jedyna gałąź przemysłu Ibizy niezwiązana z turystyką to produkcja soli . Ta Ibizy jest idealna : nie zawiera żadnych zanieczyszczeń. . Technologia wydobycia nie zmienia się tutaj od 2,5 lat . Sól jest wydobywana w XXI w. tak samo jak za czasów starożytnych Greków. Pola nawadnia się wodą morską, następnie zamyka śluzy i czeka aż woda wyparuje w słońcu . Trwa to kilka tygodni nie wymaga pracy ludzkich rąk Ogrody Solne nad Ses Salines robią imponujące wrażenie. Aż po horyzont słońce odbija się w kryształkach soli.
Materiał o clubbingu zebrany.
Jako odpowiedzialny za słowo reporter imprezowałem przez tydzień. Noc w noc . Redakcja nie może niczego więcej ode mnie wymagać . Ostatniego wieczoru urywam się . Płynę na Formenterę , przepiękną wyspę na południe od Ibizy, nieskażoną jakimś cudem przez imprezowiczów. Północne skrawki Formentery stykają się z południowymi brzegami Ibizy. Promy i łódki kursują codziennie. Wyspa ma kształt konika morskiego i jest maleńka. Można ją poznać w kilka godzin . Docieram do latarni morskiej na przylądku La Mola , położonej wysoko na skałach Podchodzę do stromej krawędzi urwiska . Turkusowe morze, białe skały i wyspy szczęśliwe na horyzoncie. Dziś jest piękna pogoda i widać stąd całe Baleary . Czyli Majorkę i Minorkę oraz kilka pomniejszych wysp. A tam cisza , spokój . Raj.