Bukiet wonnych kwiatów mimozy, podarowany w zaułkach arabskiej mediny to jedno z zaskoczeń, jakie spotkać może kobietę w Tunezji. W przeciwieństwie do innych krajów arabskich. W przeciwieństwie do innych krajów arabskich rzadko zdarzają się jednak tutaj niegrzeczne zaczepki, jeszcze rzadziej grozi samotnej turystce jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Z jednej strony jest to efekt surowych kar za napastowanie kobiet (do kary śmierci za gwałt włącznie), z drugiej –symbol francuskiej przesości, kiedy to kolonizatorzy nauczyli Tunezyjczyków traktowania kobiet z elegancją. Stąd bukieciki mimozy, stąd uśmiechy przy każdym spotkaniu, czasami flirty miejscowych mężczyzn z urlopowiczkami.
Mimoza to zresztą tylko jedna z odsłon kwiatowych przygód, jakie czekają w Tunezji. Choć ponad połowę kraju zajmują pustynię, ludzie pielęgnują tu zieleń z wielką pieczołowitością. W znanych ośrodkach, takich jak Hammamat, Susa i Monastir, czy gorącym tchnieniem Sachary wyspa Djerba, widok gajów pomarańczowych oraz tysięcy kwitnących hibiskusów, oleandrów i jaśminów przyprawia o zawrót głowy. Wrażenie potęgują zapachy. Nic dziwnego, że turyści lubią odwiedzać Tunezję, wracają tutaj po kilka razy, często właśnie teraz zimą, kiedy zaczyna się wielkie rozkwitanie, a pogoda jest fantastyczna. Temperatury powyżej 20 stopni Celsjusza nie pozwalają na zbyt długie wylegiwanie się na piasku ocistych plaż, skłaniają natomiast do romantycznych spacerów brzegiem morza. Promienie słońca zachęcają do morskiej kąpieli. Jeśli morze okaże się dla kogoś zbyt chłodne (choć i tak będzie cieplejsze niż zazwyczaj Bałtyk latem), można rozkoszować się kąpielami w krytych basenach. Ma je większość hoteli od trzech gwiazdek w górę.
Turyści, pytani o powody sympatii do afrykańskiego kraju, odpowiadają, że zachęcają ich panujące w Tunezji europejskie zwyczaje. Rzeczywiście, coś w tym jest. W stolicy kraju, Tunisie, szerokie bulwary i eleganckie hotele przypominają chwilami Paryż. Tunezja była przez długie lata kolonią francuską, również dzisiaj język francuski jest obok arabskiego w powszechnym użyciu. Ważniejsze jednak, że kobiety ubierają się tutaj po europejsku i traktowane są jak równe mężczyzną. Tunezyjczycy żyją ma co dzień w większości w świecie kultury zachodniej. Oglądają te same filmy, bawią się przy podobnej muzyce.
Kto szuka egzotycznych wrażeń, także je jednak znajdzie. W Tunisie wystarczy zanurzyć się chociaż na 5 minut w ciżbie ludzkiej przelewającej się przez wąskie uliczki mediny, tamtejszej starówki, by przenieść się w świat z czasów bejów. Otoczone murami obronnymi arabskie miasto, z własnymi meczetami, kawiarniami i łaźniami, w znacznej części przykryte jest dachem. Słońce zagląda tutaj przez wąskie otwory okienne. W półmroku toną sklepiki i kramy ciasno wypełniające wszystkie przejścia. Sprzedawcy natarczywie zachęcają do kupna. Podsuwają prawdziwe sztylety saharyjskich nomadów- Tuaregów, gliniane bębenki obciągnięte wielbłądzią skórą, ceramikę.
Jaśniejsze promienie światła wyprowadzają na uliczkę przed Wielkim Meczetem, nazywanym też Meczetem Drzewa Oliwkowego. Zbudowana jeszcze w okresie panowania dynastii Aghlabitów, w VIII wieku, świątynia kryje w swoim wnętrzu aż 184 kolumny, w większości pochodzące z czasów, gdy Kartagina była pod panowaniem rzymskim.
Antyczny Rzym to zresztą kolejne z ważnych odniesień w tunezyjskiej kulturze. Turyści obowiązkowo zwiedzają pozostałości Kartaginy, z których pozostały kamienne bloki katakumb, ale prawdziwą przygodą i spotkaniem z mitami starożytności jest wycieczka do El Djem, do tamtejszego amfiteatru. Ta imponująca budowla na 148 metrów długości, 123 szerokości i 36 metrów wysokości. Może pomieścić prawie 30 tysięcy ludzi. Zachowana do dziś niemal w całości pozostaje symbolem potęgi cezarów i równocześnie jest miejscem licznych artystycznych wydarzeń współczesności.
Po prawdziwą przygodę jeździ się przede wszystkim na południe Tunezji. Zaraz po obejrzeniu księżycowego pejzażu okolic Matmaty, gdzie Berberowie do dzisiaj mieszkają w wyżłobionych w piaskowej skale jaskiniach, wycieczki docierają na pustynię w okolicach oazy Duz. Setki wielbłądów z poganiaczami przypominają scenerię z filmów awanturniczych. Każdy turysta otrzymuje arabski burnus oraz jednogarbnego wierzchowca, a potem wyrusza w karawanie w głąb morza piasku.
W saharyjskim Tozeur przedsiębiorczy Tunezyjczycy zbudowali w ostatnich latach prawdziwy arabski Disneyland. Kompleks budowli i animowanych kukieł nawiązuje do kolejnych baśni z krainy 1000 i jednej nocy. Wędrówka poprzez haremy, wysepkę piratów, krainę tysięcy luster, grotę strachów bawi najbardziej dzieci, ale i dorośli przypomną sobie stare lektury.