Tylko tutaj u stóp góry Shiprock można zobaczyć czarownika przesypującego między palcami kolorowy piasek. Długie włosy związane opaską, ciężki naszyjnik z turkusów na szyi, mokasyny na bosych stopach. Czarownik siedzi w kucki i rysuje na ziemi niesamowite kosmiczne istoty oraz półbogów obdarzonych mocą uzdrawiania i przywracania zakłóconej przez ludzi harmonii. Ta kraina to kolebka plemion indiańskich, wśród których magia i czary są wszechobecne- mówi aktor („Batman”, „Święty”). Bo Ameryka ze swymi neonami i MCdonaldami na szczęście zadomowiła się w Nowym Meksyku jedynie w największym mieście stanu Albuquerque. Wystarczy zboczyć z autostrady drogą przez Golden i Cerillos, by znaleźć się w epoce sławnego rewolwerowca Billy Kida, który właśnie w tych okolicach grasował.
Santa Fe – miasto bez wieżowców
Stolica stanu robi wszystko, by pozostać staroświecką mieściną cieszy się Val, który niedaleko Santa Fe upatrzył sobie miejsce na swoje ranczo. Istotnie w Santa Fe nie ma śladu wieżowców ze szkła i stali a podstawowym materiałem budowlanym jest Adobe – indiańska cegła z giny wy mieszanej z sieczką. Każdy budynek w śródmieściu stanowej stolicy musi wyglądać jak hiszpańska budowla z XVII wieku.
Tutaj wybrałem sobie miejsce dla moich bliskich kontaktów z naturą
Miasto ozdabiają patia pełne kwiatów, kawiarenki, bary i meksykańskie gospody z takimi smakołykami jak duszona jagnięcina. Santa Fe zyskało sobie markę jednej z kulturalnych stolic Ameryki! Pod arkadami dawnego pałacu gubernatora Indianie z plemienia Pueblos sprzedają inkrustowaną turkusami biżuterię. Indianie są tu niemal wszędzie A zwłaszcza w wioskach skupionych wokół kościółków w Chimayo, Las Trampas Picuris. Lecz najsławniejsza i indiańskich osad jest Taos Pueblo, gdzie Indianie mieszkają w ufortyfikowanych domach, wzniesionych przed ośmioma wiekami. Nie mają elektryczności ani bieżącej wody.
Na doroczne święto Inter – tribal IndianCeremonial do miasteczka Gallup zjeżdżają Indianie z całej Ameryki. Dudnią bębny, odbywają się sakralne tańce ku czci bogów, orle pióra drżą na głowach tancerzy. – Cóż w tym dziwnego, że tę właśnie ziemię wybrałem na miejsce moich kontaktów z naturą – zauważa nie bez dumy Val.