The post 7 sposobów na tanią Gruzję appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>A raczej pod Kutaisi. Na wybudowane w szczerym polu z myślą o tanich liniach lotnisko od wiosny lata z Polski Wizz Air. Ceny biletów z Warszawy i Katowic są w porównaniu z tradycyjnymi przelotami do Tbillsi wręcz śmieszne, w promocjach można je kupić nawet za mniej niż 100 w jedną stronę ( lot tradycyjnymi liniami do Tbillsi kosztuje około 1 tys. w dwie strony) Na pasażerów każdego samolotu czekają kierowcy taksówek i marszrutek, którzy kursują do Kutaisi, Batumi (2h, 20 ),Tbillsi ( 3 godz., 30 ). Bezpośrednio z lotniska można dojechać do Mestii w Sawanetii, choć to wielogodzinna podróż .
2)Mów po rosyjsku
Stosunek większości Gruzinów do Rosjan jest ambiwalentny. Z jednej strony – szczególnie podczas suto zakrapianej supry – wspominają krzywdy, jakie stały się ich udziałem z rąk sąsiada. Z drugiej, język rosyjski jest wciąż podstawowym sposobem porozumiewania się z obcokrajowcem ( po angielsku mówią głównie młodzi ludzie). A lepsza komunikacja to skuteczniejsze negocjacje (choćby z taksówkarzami czy sprzedawcami pamiątek)
3)Daj się adoptować
Choć wykorzystywanie cudzej gościnności do grzecznych nie należy, w Gruzji naprawdę trudno jej uniknąć. Wystarczy dać się zaprosić na szklaneczkę wina przez przypadkowo spotkanego Gruzina, by pół godziny później siedzieć z cała jego rodzina przy stole uginającym się od wymyślnych dań i wznosić domowym trunkiem toasty za polsko – gruzińską przyjaźń.
4)Zdobywaj przyjaciół
Raz poznany Gruzin nie zostawi przyjaciela w potrzebie. Wieczorna supra w towarzystwie gruzińskiej rodziny może zaowocować wpadnięciem w skomplikowaną siatkę znajomych i krewnych, którym przyświecać będzie tylko jeden cel : zopiekować się turystą i pokazać mu jak najwięcej lokalnych atrakcji.
5) Śpij u miejscowych
Zapomnij o hotelach i hostelach. Aby spać naprawdę tanio, poszukaj prywatnych kwater lub daj im poszukać ciebie, czyli otwórz się na propozycje naganiaczy przy dworcach. Nocleg w prywatnym domu to oszczędność nawet do kilkunastu lari w stosunku do hostelu ( gdzie dwójka kosztuje zwykle około 50 lari, czyli 100 ). Dodatkowo w cenę kwatery wliczone są posiłki, a także …polsko- gruzińska przyjaźń.
6) Łap marszrutki
W Gruzji nie ma dalekobieżnych autokarów,a pociągi niemiłosiernie wloką się nawet na krótkich dystansach ( pociąg relacji Tbillisi – Kutaisi 220 km pokonuje w ponad 6 godzin ). Najlepszym środkiem transportu stają się wręcz marszrutki tj. minibusy. Choć stan pojazdów jest opłakany, siatka połączeń oplata cały kraj. Można je łapać w miastach lub bezpośrednio na trasie machając ręką na kierowcę. Za przejazd 200 km zapłacimy około 10 lari tj. 20 . Co ważne, podróż podzielona na krótkie odcinki ( np. Poti – Ureki, Ureki – Batumi )często będzie o lari lub dwa tańsza niż przejechanie tej samej trasy za jednym zamachem.
7) Jedz jak Gruzin
Pokochaj chinkali i chaczapuri, specjały gruzińskiej kuchni .To ostatnie to rodzaj pizzy ze słonym serem, czasem z surowym jajkiem . Idealne na śniadanie, bo daje energię na pół dnia. Na obiad wybierz chinkali, mięsne pierogi z rosołem – zaledwie cwierć lari za sztukę . Gruzin do obiadu zje nawet kilkanaście takich pierogów. A ty?
The post 7 sposobów na tanią Gruzję appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>The post Etyka podróżnika appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>Te pierwotne tradycje obdarowywania się, przedstawione m.in. w filmie dokumentalnym Ongka’s Big Moka z 1975 r., od lat są przedmiotem badań antropologów. Ich wyniki jasno pokazują, że dawanie i otrzymywanie jest jednym z podstawowych zachowań społecznych. Dzięki obdarowywaniu się ludzie umacniają więzy, utrzymują kontakty i rozdzielają majątek, tak by jednocześnie najbiedniejsi dostali dary, a bogatsi dawający zyskali honor. Prezentami zajmują się też socjologowie i psychologowie. Ci ostatni twierdzą, że prezenty, jakie dajemy, wiele mówią nie tyle o osobie obdarowywanej, ale o samym dającym.Według Helmuta Berkina, autora książki Sociology of Giving, dawanie prezentów jest kluczowe w komunikowaniu, co sądzimy o drugiej osobie, a także jak ona nas będzie postrzegać. Dlatego przed wręczeniem prezentu w innej kulturze trzeba się zastanowić, co dać, komu i kiedy. Bo przecież Ongka z krowy by się raczej nie ucieszył.
Dlaczego zegar może zakończyć przyjaźń? Podróżnicy mają zazwyczaj swoje sposoby na prezenty. Wiktoria, studentka z Warszawy, na każdą wyprawę zabiera ze sobą kilkanaście zakładek do książek z polskim tradycyjnym wzorem. – Są lekkie, folkowe, a na drugiej stronie można napisać coś miłego, podziękowania czy jakiś śmieszny tekst po polsku – tłumaczy. Inni celują w albumy o Polsce (ciężkie!), pocztówki lub tradycyjny alkohol (oby nie do krajów arabskich). Znany reporter Mariusz Szczygieł podobno za każdym razem, gdy jedzie zbierać materiał za granicą, zabiera ze sobą kilka pudełek ptasiego mleczka. Prezenty z Polski są zawsze mile widziane. Pokazują, że ktoś się postarał, pomyślał, specjalnie przywió. Co jednak, jeżeli w ferworze przygotowań zapomnimy zapakować kilka podarunków? Zdani jesteśmy na lokalne sklepy i własną wiedzę, co można, a czego kupować w prezencie nie należy.
Po pierwsze musimy zwrócić uwagę na kwestie religijne. W Indiach ryzykowne jest dawanie rzeczy ze skóry, która pochodzi od krowy. Zwierzę to wśród hindusów jest święte i wszelkie wyroby z niej urażą wyznawców tej religii. Przeciwna sytuacja dzieje się w krajach arabskich. Dla muzułmanów świnie są za nieczyste. Jest więc delikatną kwestią wręczanie ich nawet w postaci niewinnej zabawki – pisze Pernal w artykule Inaczej nie znaczy gorzej (w Grzeczność na krańcach świata, WAiP). Dotyczy to nawet prosiątka z Kubusia Puchatka czy świnki skarbonki. Po drugie, musimy poznać lokalne przesądy. Wręczanie ostrych przyrządów jest tabu w Argentynie. Dając taki prezent, mówimy: „chcę zakończyć tę znajomość”. Tak samo jak chusteczki do nosa, które sugerują, że chcemy obdarowywaną osobę doprowadzić do płaczu. A przecież nie o to najczęściej nam chodzi. I w końcu musimy uważać na zbieżność brzmienia (jakkolwiek trudne może się to wydawać). W Chinach nie należy więc dawać zegara, bo brzmienie tego słowa jest bardzo zbliżone do słowa„śmierć”. Zbyt podobne, żeby Chińczycy taki prezent przyjęli z radością. Jeżeli popełniliście takie faux pas, to spokojnie. – Może być jeszcze gorzej – śmieje się Jing, znajoma Chinka. Można sprezentować cztery zegary. Czwórka to nieszczęśliwa liczba w Chinach i żaden prezent nie powinien o niej przypominać.
Dlaczego we Francji nie chcą wina? Kolacja zapowiadała się bardzo elegancko. Francuscy gospodarze zaplanowali na przystawkę ślimaki, na danie główne soczystą boeuf bourguignon i deskę śmierdzących nieprzytomnie, acz bardzo dobrych i drogich serów. Gdy zadzwonił domofon w ich paryskiej kamienicy, pani M. nie mogła się wprost doczekać, aż pierwsi goście zostaną przywitani pysznym aperitifem. Była w doskonałym nastroju. Była, bo coś popsuło jej humor i uraziło dumę gospodarza. Tym czymś była butelka francuskiego wina do obiadu z pobliskiego sklepu.
Zatrzymajmy scenę w tym momencie i zastanówmy się, dlaczego tak, wydawałoby się, uniwersalny prezent nie przypadł jej do gustu. Dla Francuzów wino to coś więcej niż czerwony lub biały napój alkoholowy o ciekawym aromacie. To cała kultura i filozofia. Dając byle jaką butelkę, sugerujemy więc, że gospodarz nie zna się na nim i sam nie dał rady zapewnić dobrego wina na kolację. Oczywiście specjalny rocznik z domowej piwniczki zawsze będzie mile widziany. Ale czy my będziemy wiedzieć, gdzie leży granica pomiędzy jeszcze dobrym rocznikiem, który wypada dać, a już ym, który urazi gospodarza? Tak samo trudno będzie nam osądzić jakość czekoladek w Belgii, tequilę w Meksyku, whisky w Szkocji, dywany w Iranie czy materiał na sari w Indiach. Dlatego lepiej unikać dawania specjalności danego kraju. Zapewne obdarowywani będą się lepiej znali na naszym prezencie niż my sami. Poza tym będzie się on im wydawał zwyczajnie nudny. A w konsekwencji i my tak się zaprezentujemy.
Dlaczego kwiaty mogą wprowadzić w rozpacz? – Z czego ucieszyłaby się więc pani M.? Odpowiedź uniwersalna, choć dość banalna: z kwiatów. Te w większości kultur są najbezpieczniejszym podarkiem i ratunkiem, gdy zupełnie nic nie przychodzi nam do głowy. Pozornie najłatwiejszym, bo pułapek przy dawaniu kwiatów jest mnóstwo. Pani M. musi dostać je w liczbie nieparzystej, z wyłączeniem trzynastki. Nie mogą to być chryzantemy, które daje się we Francji na pogrzebach, ani kwiaty białe, bo te zarezerwowane są na śluby. Nie powinniśmy też dawać czerwonych goździków, bo te są symbolem ej woli. No chyba że nie lubimy naszego gospodarza. Z kolorami lepiej uważać też w Brazylii, gdzie niezbyt pozytywne konotacje ma kolor purpurowy, w Japonii zaś biały, a w Chinach niebieski. I uwaga – bukiet kwiatów jest bardzo ryzykownym prezentem na Bliskim Wschodzie. Tradycyjnie zarezerwowany był tylko dla obłożnie chorych i choć młodsze pokolenie coraz rzadziej ma takie konotacje, w tradycyjnych rodzinach taki prezent może przypomnieć o trudnych chwilach. A co gorszego mogłoby się stać niż gospodyni wybuchająca płaczem na widok pięknego bukietu. Jak nie popełnić więc kwiatowego faux pas? Ewa Pernal sugeruje, by udając się w odwiedziny, zdać się na gust i wyczucie… lokalnej kwiaciarki.
Dlaczego Ongka oddał wszystkie świnie? Choć po lekturze tego tekstu kupno prezentu może wydawać się horrorem, to w żadnym razie nie należy się poddawać. Prezenty wprawiają bowiem w dobry humor nie tylko obdarowywanego, ale i nas samych. Po prostu czujemy się lepsi, gdy komuś damy coś naprawdę fajnego. Dlatego główną zasadą, jaką powinniśmy się kierować, jest poświęcenie odpowiedniej ilości czasu, aby coś takiego wymyślić, kupić czy zrobić. I wcale nie musimy przeznaczać na najlepszy prezent dużo pieniędzy – mówi Francis J. Flynn, psycholog z Uniwersytetu Stanford, który w swoim badaniu udowodnił, że cena prezentu ma dla obdarowywanego mniejsze znaczenie niż dla tego, kto taki prezent daje. – Wyszukując drogi prezent, często wydaje nam się, że będzie on lepszy. Okazuje się jednak, że obdarowywani wcale tego nie doceniają – dodaje. Nie można zapomnieć też, że w wielu kulturach, jak na przykład na Bliskim Wschodzie, gospodarze czują się zobowiązani odpłacić się podarunkiem o podobnej wartości lub nawet trochę droższym. Tak jak w przypadku Ongki z Papui. No właśnie, a co z Ongką? Pewnie zastanawiacie się, czy udało mu się wręczyć przez lata zbierany prezent. Tak i to z pełnym sukcesem. Świadczy o tym to, co powiedział po całej ceremonii moki: „Teraz, gdy sprezentowałem ci tyle, wygrałem. Przygniotłem cię tym, że dałem ci tak wiele”.
The post Etyka podróżnika appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>The post 10 sposobów na zabezpieczenie pieniędzy w podróży appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>1.Na rozwód
Zasada podstawowa: w czasie podróży pieniądze i karty ( noszone zwykle w jednym portfelu) muszą wziąć ze sobą rozwód. Inaczej w przypadku kradzieży – stracisz i jedno i drugie . Najlepiej część „majątku” mieć w ubraniu ( choćby w kieszeni spodni, byle nie w tylnej!), a część w torebce. Jeśli to możliwe staram się zostawić część kasy w hotelu , a przy sobie nosić tylko kwotę wyliczoną na jeden dzień – mówi podróżnik i dziennikarz Maciej Wesołowski.
2.Na sknerę
Nie można też nosić wszystkich pieniędzy w jednym miejscu. – Niewielką sumę wkładam do saszetki biodrowej i tylko do niej sięgam płacąc w miejscu publicznym – mówi autorka książek podróżniczych Anna Olej Kobus. To prawda: wśród wielu podróżników popularne
„nerki” cieszą się ą sławą ( wyglądają jak manifest: „ jestem turystą, zgadnijcie, gdzie mam pieniądze”), ale nowsze modele zwłaszcza pod luźną koszulą nie rzucają się w oczy. Oczywiście noszenie w tym miejscu dużych pieniędzy to lekkomyślność, ale drobnych na rikszę czy naleśnika, już nie. Ja wkładam też do saszetki bilet, rozmówki i notes- mówi Olej – Kobus.
3.Na sekretną kieszonkę
Większe kwoty warto natomiast trzymać w „sejfie” , najlepiej sekretnym. Dobrym patentem jest naszycie sobie wewnętrznej kieszeni w spodniach. Nieym – kupno money belt, czyli paska od spodni z suwakiem i tajemnym schowkiem. Liczy się też własna inwencja . Podróżnik i coach Edi Pyrek przedzierając się przez ogarnięty wojną , wyjątkowo niebezpieczny region w Afryce owinięte w folię pieniądze umieścił na ramieniu i owinął ubrudzonym w keczupie bandażem . – Żaden odziej nie będzie z nas zdzierał krwawego opatrunku – tłumaczył swój pomysł Pyrek. Oczywiście przeciętny podróżnik aż do tak skrajnych metod uciekać się nie musi…
4. Na nurka
Używane w podróży saszetki, kieszonki i portfele powinny być wodoodporne . Inaczej wilgoć może zniszczyć umieszczone w nich pieniądze i dokumenty .- Nie chodzi tu tylko o warunki atmosferyczne, aleprzede wszystkim o nasz pot, który zwłaszcza w tropikach, potrafi przeniknąć do środka i zniszczyć walutę- ostrzega Olej – Kobus.
5. Na skanerzystę
Stara podróżnicza zasada głosiła, że ważne dokumenty takie jak paszport, bilety czy karty kredytowe, trzeba przed wyjazdem skserować i schować kopię w bagażu. Dziś lepiej to wszystko zeskanować i przesłać e- mailem na własny adres. Maila nikt nam nie ukradnie . W razie kradzieży prędzej czy później znajdziemy gdzieś dostęp do internetu, a wraz z nim najważniejsze dla losu naszych pieniędzy dane. Niektórzy dodatkowo e- mailem wysyłają sobie też numer telefonu do banku, pod który dzwoniąc w razie potrzeby można zastrzec karty płatnicze.
6. Na Zeliga
Wielu pamięta film Woody’ego Allena Zelig. Bohater był jak kameleon , zawsze idealnie potrafił się wtopić w tłum. Podróżnik musi być trochę taki jak on, chociażby pod względem stroju . Na pewno nie warto epatować bogactwem, tym bardziej, że w części biednych społeczeństw każdy Europejczyk jest postrzegany jako chodzący bankomat . – Nie chodzi o to, by zawsze i wszędzie się przebierać za miejscowych, bo paradoksalnie tylko zwrócimy na siebie uwagę. Warto jednak respektować miejscową wrażliwość i kod kulturowy – mówi Maciej Wesołowski.
7. Na biedaka
Gorzej, że w biednym kraju luksusem jest nieraz to, co u nas stanowi standard : laptop, telefon komórkowy, czy aparat fotograficzny. Najdroższe modele lepiej jednak zostawić w domu, nie warto też nosić na szyi aparatu, którym w danym momencie nie robimy zdjęć. Fotograf Travelera Paweł Łączny, jadąc w niebezpieczne miejsca celowo „ postarza” swojego canona. – Oklejam go taśmą tak by nie było widać nazw marki. Zmieniam też barwny oryginalny i rzucający się w oczy pasek na stary i sfatygowany- tłumaczy.
8. Na tchórza
Zdarza się to naprawdę niezmiernie rzadko, ale czasem mimo wszelkich środków ostrożności, podróżnik zostaje napadnięty . – Warto się zastanowić : czy lepiej stracić pieniądze, czy życie – mówi Edi Pyrek. I radzi by w naprawdę groźnej sytuacji oddać kosztowności bez walki. – Bywa, że takie zdarzenie staje się początkiem niezwykłej przygody – dodaje .
9. Na informatyka
Wszyscy podróżnicy, z którymi rozmawiał Traveler unikają jak ognia przeprowadzania operacji bankowych w kafejkach internetowych . Istnieją bowiem programy rejestrujące ( na podstawie klawiszy, które wciśniemy ) nasze hasła bankowe i do kont mailowych. – O wielu terminach płatności wiadomo wcześniej, warto więc jeszcze w domu ustawić sobie odpowiednie polecenie zapłaty- radzi Maciej Wesołowski. Niektórzy korzystając z komputera w miejscu publicznym otwierają po kilka bankowych stron naraz i wpisują w różne okienka fikcyjne sekwencje cyfr. I tylko w jednym z nich prawdziwe hasło, za pomocą którego dokonują rzeczywistej transakcji.
10. Na zdrowie
Wbrew pozorom zdrowie w podróży ma ścisły związek z pieniędzmi . – O ile bowiem leczenie się w Europie jest drogie, to w krajach Trzeciego Świata bardzo drogie – ostrzega Anna Olej – Kobus . Przed każdą podróżą trzeba się więc odpowiednio zaszczepić i ubezpieczyć. A także pamiętać o pewnej pułapce : standardowe ubezpieczenie często nie obejmuje chorób tropikalnych, należy zatem pomyśleć o dodatkowym pakiecie.
The post 10 sposobów na zabezpieczenie pieniędzy w podróży appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>The post Spróbuj Polski appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>Niektóre z naszych przysmaków regionalnych trafiły na listę unijnych produktów chronionych ( taki wpis gwarantuje, że wyrób powstaje na określonym obszarze w sposób tradycyjny).
Z listy
Pierwsza na listę trafiła bryndza podhalańska, ale to oscypek, który był tuż za nią (2007 r. ) jest najbardziej z Polską kojarzony . Ten twardy wędzony ser jest przygotowywany z mleka owczego ( co najmniej w 60 proc.) Ma kształt wrzecionowatych bloków. Na listę trafił też rogal świętomarciński (2008 r.) Jest on przygotowywany w Poznaniu z okazji dnia św. Marcina, czyli 11listopada.
Jednym z symboli Krakowa jest obwarzanek – wytrawne pieczywo o średnicy kilkunastu centymetrów (12- 17 cm ), posypane makiem solą lub sezamem.
Też pyszne
Kremówki z Wadowic rozsławił papież Jan Paweł II. Wystarczyło jego jedno zdanie „Po maturze chodziliśmy na kremówki . Że myśmy to wszystko wytrzymali, te kremówki po maturze”, wypowiedziane podczas wizyty w rodzinnym mieście ( w czerwcu 1999r. ), aby ciasto przełożone kremem budyniowym stało się sławne w całym świecie. Kogutki z kolei są symbolem Kazimierza Dolnego. Tylko tam można kupić maślane pieczywo właśnie w kształcie koguta.
Pierniki powstają w Toruniu już od prawie 700 lat. Dziś w tzw. żywych muzeach każdy może przygotować ciasto i upiec piernik według starych receptur.
Śledzie i miody
Kaszubi mówią : „U rybaków nie mogło zabraknąć opału , kartofli i śledzi na zimę”. Bo rybnym królem w ich kuchni jest niewątpliwie śledź. I choć Kaszubi znają co najmniej sto sposobów na ich przyrządzenie, śledź po kaszubsku ( obsmażany, w octowej zalewie ) , zawojował resztę kraju. Natomiast jeśli miody to tylko spod Nowego Sącza, tak przynajmniej twierdzą goście Polski.
The post Spróbuj Polski appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>The post Kenia – tanio na sześć sposobów appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>Co najmniej kilku tygodni trzeba, by poznać wszystkie atrakcje kraju Każdy region to skarbnica zaskakujących kultur i cudów natury. Samych parków narodowych i rezerwatów przyrody istnieje ponad 50 . Niezwykle ważne jest więc zsynchronizowanie czasu, którym dysponujemy, z trasą jaką chcemy pokonać. Ekstrawagancję typu wakacje nad oceanem plus dwudniowe samolotowe safari w Masai Mara znakomicie pustoszą kieszeń. Z kurortów nieopodal Mombasy zdecydowanie bliżej jest do Tsavo. W efekcie będziemy mogli spędzić więcej czasu na safari, a wtedy rosną szanse na spotkania afrykańskich zwierząt. Zawsze na dobre wychodziło mi ( a także mojemu budżetowi) smakowanie jednego regionu, a nie skakanie ruchem konika szachowego po całym kraju.
Oszczędność, ale rozsądna
Niech się nikomu nie wydaje, że wyprawa do parku narodowego na własną rękę obniży koszty. Gdy zsumuje się opłaty za wynajęcie samochodu , za noclegi ( bez zniżki, bo ta przysługuje biurom podróży) i doda błądzenie po bezdrożach ( gratis), okaże się że to ekstremalny pomysł. Nie warto też dać się zwieść naganiaczom, którzy w Nairobi co chwila zaczepiają turystów, oferując bajecznie tanie safari. Najczęściej kończy się to tak, że z miejsca noclegu do parku narodowego jedzie się pół dnia rozklekotaną przepełnioną ciężarówką. Najsensowniej wynająć kenijskie biuro podróży oferujące pakiet safari – przejazd, noclegi i wyżywienie . Dzień safari ( dwukrotne wyjazdy w busz, trzy posiłki dziennie plus nocleg na terenie parku narodowego ) to wydatek około 80 dol. od osoby. Taki pakiet można zarezerwować przez internet, a płatności dokonać na miejscu . Informacje o licencjonowanych biurach są dostępne na wwwmagicalkeynya. com lub www. tourism.go.ke. Ceny są zdecydowanie niższe niż u pośredników, czyli np. w polskich biurach podróży. Bezpieczeństwo mamy gwarantowane – zgodnie z kenijskim prawem kierowcy safaryjni są także przewodnikami.
Obozowe luksusy
No to śpimy pod namiotami – taka zapowiedź zazwyczaj budzi lekką grozę i niedowierzanie . Jak to, robaki, a dzikie zwierzaki ? To już lepiej dopłacić do jakiegoś domku. Otóż sprawy przedstawiają się dokładnie odwrotnie . Namioty w eleganckim dizajnie z łazienkami – to towar luksusowy. W Finch Hattons , najdroższym obozowisku w Kenii są one bajecznie drogie – bagatela 645 dol. za namiot dwuosobowy za noc. Jeśli skorzystamy z usług biura podróży, warto określić standard jakiego się spodziewamy. Zdecydowanie tańsze są lodge i kempingi- przy czym tylko na nielicznych kempingach możemy rozbić własny namiot, zazwyczaj czekają tam już wcześniej przygotowane. Na koniec jeszcze hotele. Pamiętam ten Kisumu – miejsce do którego turyści zaglądają rzadko. Kenijczycy zaś robią interesy Nie przypominał tych luksusowych safaryjnych . Prosty prysznic i gumowe klapki „ na wyposażeniu” w cenie 20 dol.za noc. Skromnie, ale to wystarczytania baza noclegowa: www.kenyaturismboard.org.
Nerwy na wodzy
Napiwki są w Kenii integralną częścią wydatków i trzeba je uwzględnić w swoim budżecie . Kierowcy, kelnerzy, bagażowi i tak dalej – to oczywiste, że powinni napiwek otrzymać. Drobne przysługi typu „ pokażę ci jak dojść do tej czy innej ulicy”, albo „ pokażę ci rafę koralową” ale bardzo często wynikać mogą z porywu serca lub delikwent żąda później pieniędzy. Podobnie jak na przykład, podpisanie się pod petycją mającą ratować szkołę. Zasada ile to kosztuje przed, a nie po fakcie uratowała w Kenii niejedną kieszeń! Podobnie rzecz ma się z wizytami w plemiennych wioskach. Tu nigdy dość pieniędzy. Przybysza oblegają umorusane dzieciaki z nieśmiertelnym „ dolar please”. Tam jednak większą wartość od pieniędzy mają: zeszyty, długopisy, środki czystości czy ubrania.
Ceny bardzo umowne
Targowanie się w Kenii to osobna dziedzina . Praktykuje się je niemal w każdym miejscu, bo ceny są więcej niż umowne. Jedynym sposobem na nieprzepłacanie jest poznanie supermarketowych cen, które są stałe Od takiego sklepu np. Zanzibar w Nairobi z wyrobami rzemieślniczymi czy spożywczego Uchumi zaczynam kenijskie zakupy. Na turystycznych trasach rzadko jest to możliwe. Zdarzyło mi się kupić piękną drewnianą figurkę za 10 dol. (stargowałam z 35dol. ) a w sklepiku hotelowym taka sama kosztowała 5 dol. W takich „zabawach” specjalizują się przydrożne courio shopy. Pokusie by do nich zajrzeć, trudno się oprzeć, bo znajdują się tam czyste toalety w europejskim stylu ( bezpłatne) Tyle, że droga do nich wiedzie przez sklep.
Pora na kolej
Przejazd pociągiem z Nairobi do Mombasy to najciekawszy, a zarazem najtańszy sposób podróży. Jednocześnie dobrze pokazuje, jak działają odmienne kenijskie światy. Bilet 1 klasy kosztuje 60 dol. W cenie kolacja i śniadanie w dwuosobowym przedziale sypialnym, ze stewardem ścielącym łóżko do snu. Ekonomiczna 2 klasa to wydatek 45dol. ( taka nasza kuszetka, cztery łóżka w przedziale). Przejazd w 3 klasie 6 dol. – najczęściej na stojąco.
The post Kenia – tanio na sześć sposobów appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>The post 48 godzin w Budapeszcie appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>Lotnisko im. Ferenca Liszta pianisty i kompozytora epoki romantyzmu, z finezją swego patrona niewiele ma wspólnego. Jeżeli nie bierzecie taksówki zdani jesteście na długą drogę autobusem 200E. Po nim czeka was przesiadka na metro przy węźle komunikacyjnym Kobanya – Kipest. Na zapamiętanie arcytrudnych madziarskich nazw, ulic i placów musicie poszukać własnego klucza. Ja, nawet odwiedzając Budapeszt, co roku, za każdym razem wypracowuję nowe skojarzenia. Węgierski okazuje się niezwykle łaskawy dopiero na stacji Kliniak, gdzie wysiadam – tam znajduje się klinika najstarszego na Węgrzech Uniwersytetu Medycznego.
Czasu mam niedużo ale spacer i tak zacznę od kawy. Ilekroć jestem w Budapeszcie, nie potrafię odmówić sobie espresso w stylu retro Jegbufe tuż przy stacji Ferenciek tere. No dobrze, pozwalam sobie też na kawałek ciasta węgierskiego z wiśniami nasączonymi spirytusem, bo przecież jestem w jednej z najlepszych i najsłodszych cukierni w mieście. Miejsca nie ma tu za dużo, nie ma też stolików i krzeseł – najlepiej stanąć blisko okna i obserwować tłum na ulicy. Później obowiązkowo podejdę pod główne wejście Teatru Józefa Katony- znajduję swoistą przyjemność w rozszyfrowywaniu tytułów granych tu sztuk A mi osztalyunk to Nasza klasaTadeusza Słobodzianka. Chylę czoła przed obcokrajowcami odwiedzającymi węgierskie teatry.
Docieram do Dunaju. Przed sobą mam majestatyczny widok na jedną z najbardziej charakterystycznych przepraw Europy : Most Królowej Elżbiety przełomu XIX i XX wieku. Wówczas był wydarzeniem inżynieryjnym na skalę światową. Budapeszt poza dużą rzeką ma właściwie wiele wspólnego z Warszawą ( choć i tam nad brzegiem Dunaju biegnie trasa szybkiego ruchu) Ze swoją zwartą XIX wieczną zabudową przypomina raczej Wiedeń . To jednak nie przeszkadza, żeby Polacy i Węgrzy byli trochę do siebie podobni – chodzimy z nosem na kwintę i wspominamy dawną świetność.
Do 1872 r. Dunaj rozdzielał dwa miasta: Peszt mi Budę. Po połączeniu ich kolejność odwrócono, co ułatwiło wymawianie nazwy nie tylko Węgrom. Za mostem Ne sposób nie dostrzec Wzgórza Gellerta, ale tam pójdę późnym popołudniem. Tymczasem kieruję się w stronę Wzgórza Zamkowego. U jego stóp zbudowano stację kolejki zębatej. Trzyczęściowe wagoniki kursują tu od 1870 r. Znowu pobrzmiewa echo dawnej świetności miasta- była to druga tego typu kolejka miejska po tej w Lyonie. Obsługa zamyka drzwi i zaczynam się wznosić wraz z milczącymi japońskimi turystami . Błyskają flesze aparatów, w dole połyskuje Dunaj i odbudowany po wojnie most Łańcuchowy. Ani się obejrzałam, a tu koniec lekko podnoszącej adrenalinę podróży. Na Wzgórzu Zamkowym są także Biblioteka Narodowa, Muzeum Historii Budapesztu, Węgierska Galeria Narodowa, Teatr Zamkowy czy baśniowa Baszta Rybacka – ulubiony cel turystycznych obiektywów. Mnie najbardziej interesuje podziemny szpital – schron, który do 2002 r. miał status miejsca ściśle tajnego. Przez lata stanowił jedną z legend miejskich. Opinia publiczna dowiedziała się o nim dopiero w 2007 r. kiedy to wykute w skałach sale udostępniono zwiedzającym . Spełniał różne funkcje – magazynu żywności, szpitala chirurgicznego, a w czasach komunizmu schronu przeciwatomowego.
Po wyjściu nie odmawiam sobie wstąpienia do Domu Win Węgierskich . To nie tylko sklep z niezliczoną ofertą napoju Bachusa ale też muzeum dokumentujące jego produkcję. Mój plecak staje się nagle znacznie cięższy, ale czego się nie robi dlatego koloru, bukietu i smaku, które jako wspomnienie pobytu tutaj wypełnią kiedyś kieliszek.
Wzgórze oczarowuje zabytkami i fantastyczną panoramą Pesztu. Ściemnia się, zapalają się latarnie, we wcale nie modrym Dunaju odbijają się majestatyczne budowle w tym budynek parlamentu, który wygląda jak jeszcze jeden pałac z bajki. Łapię tramwaj, który powiezie mnie wzdłuż rzeki. Wysiadam pod Wzgórzem Gellerta zanim żółte wagony skręcą i pomkną w głąb Budy. Ja po zniszczonych schodkach wdrapuję się na drugie z budapeszteńskich wzgórz – z pomnikiem Wolności, czyli statuą kobiety podnoszącą ku niebu liść palmowy . Miał upamiętniać …nieważne co- sami Węgrzy wolą tego nie pamiętać . Latem o tej porze widok przelatującego nietoperza nie dziwi tu nikogo, trzeba też uważać na licznych mieszkańców wzgórza – jeże. W dole dominuje podświetlony zielony most Wolności. Na szczytach jego pylonów do lotu szykują się odlane z brązu turyle – mityczne ptaki, symbole węgierskiej tożsamości narodowej.
Dopiero kiedy schodzę ze wzgórza orientuję się, że zapomniałam o obiedzie. Przy ulicy Beli Bartok na tyłach hotelu Gelert ukryła się restauracja Szeged Vendeglo. „Regionalne” trącące myszką wnętrze zupełnie mi nie przeszkadza. Zupa gulaszowa jest podana błyskawicznie i okazuje się przepyszna. I pewnie tak skończyłby się pierwszy dzień mojego pobytu w Budapeszcie, gdyby nie SMS od znajomej: „Corvinteto, metro Blaha Lujza ter, teraz!” Nie waham się ani chwili . Na samej górze domu handlowego Corvin wita mnie ogromna przestrzeń nowoczesnego klubu z muzyką na żywo, ledwie słyszę Kingę i jej znajomych. Będą musieli przerzucić się na angielski – sami chcieli! Z pełnymi kieliszkami wychodzimy na taras z jeszcze jednym punktem widokowym na miasto. Ciepły wieczór, muzyka, wszechobecny gwar i śmiech – i gdzie to słynne węgierskie ponuractwo?
2. Dzień. Wprawdzie Węgrzy nie mają dostępu do morza ale mogą pochwalić się jedną z najsłynniejszych w Europie wysp – Wyspą Małgorzaty po której w początkach naszej ery dreptali Rzymianie. Rzucam okiem na stronę w przewodniku: 2,5 km długości 500m szerokości i prawie 100ha powierzchni „ulubione miejsce spacerów mieszkańców”. Na szczęście rankiem w środku tygodnia mało kto ma czas na relaks tutaj, więc w spokoju oddycham „ zielonymi płucami aglomeracji” Najważniejszym bodaj obiektem na wyspie jest ośmiokątna wieża ciśnień zbudowana przed stu laty, która teraz pełni funkcję punktu widokowego. Z 57 metrów podziwiam bujną roślinność ogrodów, aleje z pomnikami upamiętniających węgierskich artystów i rysujące się za rzeką bloki z wielkiej płyty. Są tu także restauracje – o tej porze jeszcze zamknięte- i Grająca Studnia z mechanizmem napędzanym wodą , który „produkuje” dźwięki.
W południe przy najstarszej stacji metra w mieście – Oktogon- spotykam się z Tamasem ( wymawia się jak polskie Tomasz ), cenionym na Węgrzech krytykiem teatralnym. Idziemy reprezentacyjną aleją Andrassy pełną eleganckich sklepów i restauracji. Miejsce to nazywane jest peszteńskim Broadwayem. Tu znajduje się Opera, Akademia Muzyczna i prężnie działający Instytut Polski. Tu mieszczą się teatry i nocne kluby z najsłynniejszym w mieście ( niczym w Paryżu!)Moulin Rouge oraz Operetką, przed którą stoi pomnik Imre Kalmana, kompozytora Księżniczki czardasza.
Teraz kiedy ich bywalcy odsypiają zarwaną noc, a kolorowe neony wyłączono najlepiej widać przepiękny Dom Węgierskiej Fotografii. Warto zajrzeć do środka – dla zdjęć, ale też dla urzekającego wnętrza. Kawiarnia na parterze kusi artdecowskimi zdobieniami, jednak Tamas proponuje znajdującą się nieco dalej Cafe Eklektyka . Wnętrze może nie porywa, ale tutejsza sałatka cesarska i kawa – owszem.
Po uregulowaniu rachunku (4 tys. forintów za dwie osoby, czyli ok. 60 ) wracamy na Oktogon i w chodzimy do metra. Nagle czas cofa się o ponad sto lat. Stację zbudowano w 1896r. a budapeszteńskie metro jest najstarszym na kontynencie ( palmę pierwszeństwa w Europie dzierży metro londyńskie). Ściany połyskują białymi płytkami ceramicznymi , niski strop podtrzymują zabytkowe żeliwne słupy. Okazuję bilet dwóm kontrolerom w granatowych mundurach ( przypomina mi się film z 2003 roku, którego bohaterami mogli być obaj panowie). Zabytkowy wagonik zawozi nas do stacji Hosok tere pod Placem Bohaterów – jednym z największych placów węgierskiej stolicy.
Przed naszymi oczami wyrasta 36-metrowa kolumna z posągiem archanioła Gabriela, na którego cokole zatrzymali się książę Arpad i jego wojownicy. To oni sprowadzili Madziarów na tereny dzisiejszego państwa węgierskiego. Pomnik od tyłu osłania kolumnada z posągami zasłużonych dla kraju postaci. Wśród nich znajduje się Ludwik Węgierski, król Polski i Węgier, ojciec naszej królowej Jadwigi . Piony i łuki warte uwiecznienia aparatem. Dalej widać ogromny neoklasycystyczny budynek Muzeum Sztuk Pięknych, ale do wizyty w nim zniechęca mnie ogromna kolejka przed wejściem . Wracamy więc do Oktogonu, tym razem piechotą, podziwiając północną część alei Andrassy. Pod nr. 60 znajduje się słynny Dom Terroru poświęcony ofiarom to talitaryzmu . Trudno go nie zauważyć, bo nad zabytkową elewacją wznosi się ni to dach, ni to okap z wyciętymi w nim napisami „terror”oraz pięcioramienną gwiazdą i swastyką.
Powoli się zmierzcha. Wieczór to dobra pora by przejść się po reprezentacyjnej promenadzie Vaci Utca ( to drugie słowo znaczy „ ulica” i jest jednym z niewielu w języku węgierskim pochodzenia słowiańskiego). Pełno tu sklepów z pamiątkami i restauracji, przed którymi roi się od zapraszających do środka kelnerów. Od północy Vaci zamyka wielka hala targowa Vasarcsarnok . Zapach wędlin mięsa, ryb i przypraw jest oszałamiający. Nie mogę wrócić do domu bez salami pick z banderolą w kolorach węgierskiej flagi czy torebeczki z ostrą papryką. Przy którymś straganie słyszę w radiu Billie Holiday śpiewającą Gloomy Sudany. Kto pamięta, że piosenkę tę skomponował budapesztanin Rezso Serees? No właśnie, niby bratankowie, a tak niewiele o nich wiemy!
Na koniec kilka słów o kasynach w Budapeszcie. Można je podzielić na dwie główne kategorie: zwykłe kasyna i pokoje gier. Główna różnica między tymi dwoma rodzajami jest to, że kasyna wymagają paszport lub urzędowy dowód osobisty. Dla osób, które wolą posiedzieć w hoteu pozostają kasyna online, które też cieszą się sporym zainteresowaniem. Wracając jednak do tematu. Istnieją trzy kasyna w Budapeszcie: jedno w Budzie i dwa w centrum Pesztu. Pokoje gier reklamują się podobnie jak kasyna, choć jest dość znacząca różnica między nimi, zarówno w kategoriach gier i kursów na korzyść kasyna. Wszystkie kasyna oferują szeroki wybór gier kasynowych, takich jak poker blackjack, automaty, ruletka lub wideo.
The post 48 godzin w Budapeszcie appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>The post Gwiazdki hotelowe – co oznaczają? appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>W Anglii, Austrii, Niemczech czy we Francji hotele nie muszą nawet poddawać się klasyfikacji, jednak obiekty bez gwiazdek w nazwie to raczej rzadkość. W Szwajcarii z kolei przyznaje się od 0 do 5 gwiazdek, na Malcie od 2 do 5. Kosmiczny hotel w Burj Al Arab w Dubaju ma aż 7 gwiazdek, podobnie jak włoski hotel urządzony w historycznym Palazzo Papadopoli w Wenecji. W Polsce poddanie się kategoryzacji jest obowiązkowe dla hoteli, moteli i pensjonatów. Najwyższa ilość gwiazdek jaką mogą uzyskać hotele wynosi 5, a decyzję o ich przyznaniu wydaje Marszałek Województwa na podstawie opinii komisji. W jej skład wchodzą różne podmioty, w tym Straż Pożarna, Sanepid czy specjaliści z zakresu hotelarstwa.
Gwiazdki przypominają oceny szkolne – im wyższa, tym lepsza.
1*
Jedna gwiazdka to najniższy standard hotelu w Polsce. Nie należy spodziewać się żadnych luksusów, jednak niska cena może zachęcić do wynajmu noclegu. W pokoju (minimum 8m²) musi być umywalka, szafka i łózko, a także dostęp do zimnej i ciepłej wody, ogrzewania. Łazienka może znajdować się na zewnątrz pokoju.
2**
Powierzchnia jednoosobowego pokoju w obiektach dwugwiazdkowych wynosi minimum 9m², w środku powinien znajdować się telefon i telewizor. W samym hotelu możemy też liczyć na restaurację, a nawet parking. Służby hotelowe muszą mieć jednolity ubiór.
3***
Widząc trzy gwiazdki w nazwie hotelu możemy spodziewać się wyższych standardów niż w obiektach klasy jedno i dwugwiazdkowych. Jest to klimatyzacja, codzienna wymiana pościeli, ręczników, sprzątanie, tv, wyciszone pokoje, system drzwi na kartę, parking. W obiektach tej klasy znajduje się też siłownia, SPA, dobrej klasy restauracja, a także minimum dwie sale konferencyjno –szkoleniowe.
4****
Pomiędzy hotelami trzy i czterogwiazdkowymi nie ma aż tak wielkiej różnicy, ale te drugie posiadają wyższą klasę wyposażenia całego obiektu, nie tylko pokoi (bezprzewodowy Internet, dźwiękoszczelne okna, minibar, sejf), ale i basenu, restauracji, sal konferencyjnych, SPA czy siłowni. Dodatkowo na terenie hotelu powinien być klub nocny, bar, restauracja (minimum dwie), siłownia, strzeżony parking. Obiekt musi być zlokalizowany w centrum miasta, a obsługa dostępna jest przez całą noc.
5*****
Pięciogwiazdkowe obiekty to w Polsce najwyższy standard usług, nie tylko jeśli chodzi o turystów, ale również i klientów biznesowych. Obiekty usytuowane zazwyczaj w ścisłym centrum przy centrach biznesowych i handlowych. Pokoje (minimum 14m²) są znakomicie wyposażone, m. in. w telewizor plazmowy, klimatyzację, sejf, minibar, lustro, stolik, wagę, szlafroki czy suszarkę. Na terenie hotelu powinno znajdować się nowoczesne centrum biznesowe, SPA, punkt usług fryzjerskich, kwiaciarnia, kantor, restauracja czy parking. W pięciogwiazdkowych hotelach goście mogą też liczyć na szereg usług, w tym budzenie, codzienną prasę, prasowanie czy pranie.
Planując wczasy, w pierwszej kolejności musimy pomyśleć o miejscu, w którym będziemy spać. Wiele osób twierdzi, że podczas wyboru hotelu należy sugerować się liczbą gwiazdek. Czy słusznie?
Warto przede wszystkim wiedzieć, czym jest hotel. Nie każdy obiekt, w którym świadczone są odpłatnie usługi noclegowe ma ten status. Według Ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 roku o usługach turystycznych, hotele to „ obiekty posiadające co najmniej 10 pokoi, w tym większość miejsc w pokojach jedno- i dwuosobowych, świadczące szeroki zakres usług związanych z pobytem klientów”. Definicja motelu jest bardzo podobna, tyle że powinien on być zlokalizowany przy drodze. Domy wycieczkowe z kolei muszą posiadać 30 miejsc noclegowych, a pensjonaty 7.
Klasyfikacja gwiazdkowa przyznawana przez Marszałka Województwa obejmuje jedynie hotele, motele i pensjonaty. Choć różnica miedzy pięciogwiazdkowym obiektem a jednogwiazdkowym jest oczywista, to jednak nie znaczy to, że w tym drugim zjedzą nas szczury lub umrzemy od śmiercionośnej bakterii.
Pięciogwiazdkowe hotele to przede wszystkim pełen zakres luksusów, w tym co najmniej pokój o powierzchni 14m². Na najwyższą liczbę gwiazdek składa się też m. in. profesjonalne centrum biznesowe z salami konferencyjnymi, strefa SPA, lokalizacja hotelu w ścisłym centrum, fryzjer, gabinet kosmetyczny, depozyt, kantor, sprzedaż gazet, kosmetyków i pamiątek. Pracownicy recepcji muszą mieć wykształcenie wyższe lub średnie specjalistyczne, znać dwa języki obce, w tym jeden biegle.
Jak to wygląda w konfrontacji z hotelem jednogwiazdkowym? Turysta ma dostęp do zimnej i ciepłej wody, telefonu, obsługa musi wymieniać pościel oraz ręczniki co trzy dni, jest parking, a nawet faks. Z tym, że pokoje muszą mieć minimum 8m², a w samym hotelu nie uświadczymy kwiaciarni, basenu czy siłowni. Po prostu jedna gwiazdka to zawężony do minimum komfort wypoczynku. Kolejne gwiazdki w nazwach oznaczają więc tylko wzrost ceny i standardów – większe pokoje, dostęp do Internetu, restaurację, strzeżony parking, kantor czy lodówkę w pokoju. Warto pamiętać, że cena może różnić się w zależności od regionu, jego atrakcyjności, a także od pory roku czy nawet dnia tygodnia. Przykładowo, w lutym za nocleg nad polskim morzem zapłacimy mniej, niż w czerwcu czy lipcu. Analogicznie, więcej kosztuje nocleg w centrum Warszawy niż np. w Olsztynie czy Rzeszowie.
Trochę inną lupę należy wziąć analizując hotele w innych państwach. Każdy kraj sam ustala reguły klasyfikacji, w niektórych jest ona nawet nieobowiązkowa. Trzygwiazdkowy obiekt w Polsce oznacza inny standard niż np. w USA. Jeśli korzystamy jednak z usług dużych sieci hotelowych, to możemy spodziewać się identycznych standardów, niezależnie od położenia geograficznego.
Czy sugerować się gwiazdkami przy rezerwacji obiektu? Jak najbardziej tak, ale pamiętając przede wszystkim o tym, by sprawdzić opinie o danym obiekcie w sieci, i dokładnie przeczytać ofertę. Nie wszystko oto co się świeci…
The post Gwiazdki hotelowe – co oznaczają? appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>The post Planowanie lotu – jak zacząć? appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>Tanie linie lotnicze to alternatywa dla bardziej luksusowych, ale też i droższych przewoźników. Przy rozsądnym planowaniu lotu, można za przystępną cenę przetransportować się nawet na inny kontynent. Zakładając oczywiście, że zrezygnujemy z wielu udogodnień, ale to właśnie jest powodem, że możemy lecieć „za grosze”. Tanie loty mają coraz więcej amatorów, którzy polują na atrakcyjne promocje. Lot na Wyspy Kanaryjskie z Krakowa za 92 ? Tyle nie kosztują nawet jeansy! Londyn za niecałe 20 ? Nowy Jork za 1000 ? Nic dziwnego, właśnie takie okazje można znaleźć na stronach internetowych RyanAir czy EasyJet.
Polowanie na promocje tanich lotów można porównać do gry na giełdzie. Ceny biletów, niczym giełdowe akcje, raz idą w górę, innym razem w dół. Zazwyczaj jednak rosną wraz z upływem czasu. Dlatego warto rezerwować bilet jak najwcześniej, jeśli oczywiście odpowiada nam jego cena. Jednym ze sposobów planowania lotu jest ustalenie ostatecznej kwoty, którą możemy przeznaczyć na podróż. Np. jeśli za przelot z Wrocławia do Barcelony jesteśmy w stanie zapłacić 300 to należy ożyć rezerwację, o ile znajdziemy bilet do Katalonii za tą kwotę.
Według powszechnych opinii, najlepszy czas na definitywne planowanie lotu to ok. 3 miesiące wyprzedzenia, natomiast w przypadku połączeń międzykontynentalnych około pół roku. Równie dobrze można jednak działać wcześniej, nawet i rok. Wszystko zależy od tego, czy cena jest dla nas atrakcyjna. Jeśli stać nas na bilet np. do Argentyny, i marzymy żeby tam polecieć, to nie ma co się zastanawiać. Niczym w kasynie, trzeba wiedzieć, kiedy odejść od stołu. Zachłanność często wychodzi bokiem, dlatego nie ma co w nieskończoność czekać na jeszcze lepszą okazję. Według cen i ofert specjalnych wszystkich przewoźników, można zaryzykować wskazanie przystępnych cen dla pasażera. Bilety do Wielkiej Brytanii i krajów Skandynawii należą do najtańszych, jeśli chodzi o podróże kontynentalne z Polski. Za bilet do Londynu, Sztokholmu czy Oslo nie powinniśmy zapłacić więcej niż 150 . Dwa razy tyle wynosi bilet do Francji, Hiszpanii czy Włoch. Za połączenie lotnicze z Rosją, Portugalią czy Grecją zapłacimy około 400 . Cena biletów znacznie wzrasta, kiedy decydujemy się lecieć na inny kontynent, np. do Azji (2000), Ameryki Północnej i Południowej (2000-2500), czy Australii (3500). Ceny dotyczą lotu w obie strony.
Powyższa forma planowania lotu to znakomita zabawa dla ludzi żądnych przygód. Nieco inaczej wygląda sytuacja, gdy mamy określony termin lotu i cel, np. wybieramy się na mecz piłkarski, do znajomych na weekend, czy na wesele. Warto odwiedzić wtedy specjalne serwisy internetowe, które porównują połączenia, ceny biletów. Szukamy wszystkich możliwych połączeń i analizujemy, które jest najlepsze. Na koniec trzeba tylko pamiętać, że cena biletu wzrośnie, jeśli zdecydujemy się na różne udogodnienia podczas lotu.
The post Planowanie lotu – jak zacząć? appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>The post Tanie linie lotnicze – jak zarabiają? appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>Podstawowym źródłem dochodu jest oczywiście sprzedaż bilety, ale na zyski Ryanair i pozostałych tanich przewoźników wpływają też inne czynniki.
– odprawa
Bardziej doświadczeni pasażerowie zdają sobie sprawę, że tanie loty mogą być droższe, niż nam się wydaje. Przynamniej dla „świeżaków” którzy nie zdają sobie sprawy, że brak wydrukowanej karty pokładowej w Ryanair może nas kosztować 60 euro. Za odprawę online w Ryanair każdy pasażer musi zapłacić około 30, natomiast u takich przewoźników jak Easyjet i Wizzair opłaty nie są pobierane.
-usługi dodatkowe
Do początkowej ceny każdego biletu u tanich przewoźników należy doliczyć dodatkowe usługi, takie jak np. rejestrację bagażu podręcznego, dodatkowy bagaż, podróż z niemowlęciem, przewóz sprzętu sportowego, pierwszeństwo wejścia na pokład, rezerwację miejsca w samolocie, dodatkowe miejsce na nogi, czy zmianę parametrów rezerwacji (np. nazwiska pasażera).
-ubezpieczenie
Ubezpieczenia chroni nas przed niespodziewanymi sytuacjami, takimi jak choroba, odwołany lot czy utrata bagażu. W większych liniach ubezpieczenie zawarte jest w cenie biletu i pasażerowie nie są stratni, jeśli np. odwołano lot z powodu ych warunków atmosferycznych. Jeśli natomiast pasażer tanich linii nie wykupił ubezpieczenia, to nie ma szans na rekompensatę.
-sprzedaż pokładowa
Sprzedaż napojów, posiłków, alkoholu, perfum, maskotek, papierosów czy różnych gadżetów w trakcie lotu przynosi liniom lotniczym spore zyski. Największe przychody z tego tytułu ma Ryanair, który oprócz standardowych produktów oferuje na przykład piłeczki golfowe.
-podatki
W życiu pewne są tylko śmierć i podatki, dlatego też pasażerowie muszą liczyć się z tym, że w cenie biletu zawarte są rożne opłaty lotniskowe, paliwowe czy podatki. Ich wysokość zależy od długości trasy i od konkretnych linii. Zwraca uwagę wysoka opłata za połączenie Dublin-Poznań w linach Ryanair która wynosi aż 155 . W przeciwną stronę jednak już tylko połowę, co i tak daje niemal 80. Co ciekawe, linia ta na niektórych lotach nie dolicza tej opłaty.
– płatność kartą kredytową
Przy zakupie biletu na lot z wykorzystaniem karty kredytowej musimy liczyć się z prowizją naliczana przez wszystkie tanie linie lotnicze. Rozwiązaniem jest zakup kilku biletów za pomocą jednej karty, np. kiedy lecimy ze znajomymi. Wtedy opłata pobierana jest tylko raz. W przypadku linii Ryanair warto jednak pamiętać, że prowizja pobierana jest od każdego pasażera i za każdy odcinek podróży!
-współpraca z partnerami i reklama
Linie lotnicze to potężne przedsiębiorstwa, które współpracują z różnymi podmiotami. W tym gronie są np. hotele i wypożyczalnie samochodowe, dlatego na stronach i w materiałach reklamowych linie lotnicze zachęcają do skorzystania z ich usług. To zazwyczaj sprawdzone firmy, ale uważny turysta z pewnością znajdzie tańszy nocleg.
-reklamy
Powierzchnia reklamowa w magazynach pokładowych to standard na całym świecie. Niektóre linie, takie jak Central Wings czy Ryanair oferują nawet powierzchnię samolotów, jako miejsce na reklamę. Chętnych oczywiście nie brakuje, gdyż taka reklama trafia do szerokiego grona odbiorców. Zareklamować można się nawet na opakowaniach posiłków, czy serwetkach w samolocie.
-dodatkowy transport
Lotniska, które obsługują połączenia tanich linii to mniejsze porty lotnicze, usytuowane zazwyczaj na obrzeżach miast. Dlatego przewoźnicy oferują podróżnym możliwość wykupienia dodatkowego transportu do centrum lub innych strategicznych punktów. To bardzo przydatna opcja, gdyż już podczas kupowania biletu na lotnisku mamy z głowy podróż do centrum.
The post Tanie linie lotnicze – jak zarabiają? appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>The post Plaże na Bali – które odwiedzić? appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>Ta niewielka wysepka położona w Azji południowo-wschodniej to przede wszystkim bardzo egzotyczna kultura i niesamowita atmosfera. Szukając miejsca do odpoczynku i zabawy powinniśmy wybrać się na południe, gdzie stworzono kurorty dla turystów. Znana jest przede wszystkim miejscowość Kuta wraz ze słynną plażą Kuta Beach. Miejsce to idealnie nadaje się dla amatorów pływania na desce z uwagi na niewielkie fale. Uważamy jednak, że nie jest odpowiednia do opalania się czy zażywania kąpieli. Piasek jest stosunkowo brudny i nieprzyjemny do spacerów.
Kolejnym bardzo popularnym miejscem jest Nusa Dua, która jest zamkniętym kompleksem wspaniałych, pięciogwiazdkowych hoteli, które są położone wzdłuż szerokiej i piaszczystej plaży. Niestety tutaj również nie zaznamy raju, a jakość plażowania będzie zależała od tego, jak dany odcinek piasku został przygotowany przez właścicieli hotelu. Możliwe, że lepszym pomysłem będzie miejscowość Sanur, gdzie zarówno piasek i woda są zdecydowanie czystsze, a ludzi jest mniej niż w powyższych przypadkach. Tutaj także znajdziemy wymarzone palmy, które dają sporą dawkę cienia.
Turyście zdecydowanie rzadziej odwiedzają miasteczko Jimbaran. Tutaj plaża przypomina swoim wyglądem tą z Sanur. Mamy tutaj zarówno palmy, biały piasek, błękitną wodę, ale nadal to nie to co utożsamiamy z rajem. Dużym plusem są liczne i bardzo tanie restauracje w których możemy spożyć przepyszne owoce morza w atrakcyjnych cenach.
Czy w takim razie zdjęcia w katalogach biur podróży prezentujące cudowne widoki to jedna wielka ściema? Niekoniecznie. Na Bali znajdziemy kilka pięknych i egzotycznych plaż. Warto wspomnieć przede wszystkim o Dreamland, która znajduje się na południowym cyplu. Jest to bardzo długa i szeroka plaża położona pomiędzy skałami. Niestety jej sporym minusem są pojawiające się tutaj często wysokie fale, które uniemożliwiają zażywanie morskich kąpieli. W takim wypadku można udać się na pobliską Padang Padang, która została położona w niewielkiej zatoce wśród skał. Żeby tutaj dotrzeć trzeba przejść bardzo stromymi schodami, co często zniechęca licznych turystów, dzięki czemu miejsce to jest spokojne i ciche.
Najbardziej ocisty kolor piasku znajdziemy na Balangan Beach. Miejsce to często jest bezludne, jednak widoki onieśmielają. Podobnie jest na plaży surferów w Uluwatu, czyli miejscu, gdzie spotkamy masę osób z deską surfingową. Właśnie tutaj możemy podziwiać popularne klify wchodzące do błękitnej wody, potężne fale rozbijające się o skały oraz liczne makaki, które chętnie ukradną nam wszystko co mamy na wierzchu.
Na wschodzie wyspy Bali znajduje się miasteczko Candidassa, gdzie nie znajdziemy ładnych plaż. Wszystkie są kamieniste lub ciemne i nie oferują dobrych warunków do sportów wodnych czy też plażowania. Niedaleko stąd mamy jednak plażę Virgin Beach, która, jak sama nazwa wskazuje jest zupełnie dziewicza. To właśnie tutaj zażyjemy odrobiny raju za sprawą palm kokosowych, lazurowej wodzie i licznych skałek. Nie jest to jednak duża plaża, przez co trudno do niej trafić.
Na północy mamy miasteczko Lovina, która oferuje czarne plaże z piaskiem wulkanicznym. Mamy tutaj także plamy i bardzo czystą wodę. Wielu turystów ma jednak pewne uprzedzenia do czarnego piasku i woli spędzać czas na południu Bali.
Zachód Bali jest decydowanie mniej turystyczny od pozostałych regionów wyspy. Tutaj nie spotkamy popularnych świątyń czy też tak licznych rzeszy turystów. Dzięki temu tutejsze plaże są mniej zniszczone, okupywane przede wszystkim przez miejscowych. Surferów przyciąga w tym miejscu plaża Medewi Beach, która oferuje bardzo dobre warunki do uprawiania sportów wodnych.
Podsumowując, plaże na Bali niestety w rzeczywistości nie oferują tak cudownych widoków, jakie kojarzymy z Malediwami i Seszelami, jednak w miejscach mniej turystycznych możemy znaleźć kilka perełek.
The post Plaże na Bali – które odwiedzić? appeared first on Tanie podróżowanie, podróże, zwiedzanie, przeloty i wycieczki.
]]>